Jak powstało wydawnictwo timof i cisi wspólnicy?
W 2005 roku, gdy środowisko komiksowe integrowało się na forach
komiksowych (tak, taka forma komunikacji w Internecie była kiedyś popularna), 3
kolegów postanowiło wydać komiks na Międzynarodowy Festiwal Komiksu w Łodzi –
Karol Konwerski napisał scenariusz, Mateusz Skutnik narysował, a ja wydałem.
Pierwotnie był to jednorazowy pomysł, ale na tyle mi się spodobał, że w marcu
następnego roku założyłem wydawnictwo i zacząłem wydawać polskie komiksy, a
parę miesięcy później i zagraniczne.
Kim są „cisi wspólnicy”?
Początkowo był to taki chwytliwy pomysł na nazwę z dozą
tajemniczości, ale potem pojawił się imprint Mroja Press i ci wspólnicy,
przynajmniej w tej części wydawnictwa, się zmaterializowali. Abstrahując od
tego kim są, po prostu są to ludzie, którym los komiksu w Polsce nie jest
obojętny i chcieliby aby ukazywały się na naszym rynku dobre tytuły, wydane z
pieczołowitym edytorstwem.
Dlaczego rozszerzyłeś wydawnictwo o imprinty – Mroja Press i Dolna
Półka?
Wydawnictwo się rozrosło, a właściwie przekształciło w 3
imprinty, bo trzecim jest timof comics, właśnie w momencie kiedy pojawiły się
imprinty. Głównie chodziło o to by była jasna identyfikacja, co kto gdzie robi.
Wszystkie samodzielne moje działania firmuję logiem timof comics, działania z 3
wspólnikami logiem Mroja Press, a inicjatywy chłopaków wyrosłych ze środowiska
NetKolektywu logiem Dolna Półka.
Ile wydajesz tytułów rocznie?
Rocznie, łącznie wydajemy około 20 tytułów. Czasami jest to
trochę więcej, czasami trochę mniej. Chcielibyśmy więcej, ale niestety nie
pozwalają na to moce przerobowe, które warunkowane są przez inne zajęcia –
bardziej dochodowe i pozwalające zarobić pieniądze na życie. Polski rynek wciąż
nie pozwala utrzymać się z komiksu, a więc wszyscy wydawcy stricte komiksowi
zajmują się czymś innym.
Jakie warunki musi spełnić twórca, żeby wydać u Ciebie komiks?
Przysłać komiks, który mi się spodoba. To chyba jedyny warunek,
zarazem dość trudny do spełnienia.
Współpracowałeś kiedyś z Empikiem. Dlaczego zerwałeś współpracę z
tym dystrybutorem?
Po pierwsze, nigdy bezpośrednio nie współpracowałem z empikiem.
Zawsze podsuwali jakiegoś pośrednika, co jest zrozumiałem przy polityce
zwlekania z płaceniem za towar lub niepłaceniu za niego. Najpierw była to ich
matka córka, a potem jeden z listy dystrybutorów zalecanych przez tę firmę.
Zazwyczaj ci dystrybutorzy są prowadzeni przez ich byłych pracowników. Ostatni
dystrybutor w pewnym momencie przestał płacić za towar. Teraz walczymy o
odzyskanie pieniędzy w sądzie, a obaj panowie, którzy założyli tę firmę
znaleźli sobie pracę u innych pośredników empiku, czyli można powiedzieć, że
swój o swego zadbał. Po tych przejściach uznaliśmy, że bez umowy bezpośredniej,
bez bezpośredniego wyjścia na odbiorcę i możliwości ścigania go w sądach, nie
ma sensu bawić się w kolejnego pośrednika. Zarazem zaprzestanie sprzedaży w tej
sieci nie wpłynęło negatywnie na sprzedaż, a wręcz pozytywnie.
Ile trzeba mieć pieniędzy, żeby ruszyć z niezależną działalnością
wydawniczą, która przynosiłoby jako takie dochody? Czy trudno prowadzi się w
Polsce wydawnictwo?
Trudno. Państwo nie chroni, ani nie pomaga małym podmiotom
gospodarczym, tylko żyłuje je ile wlezie. A ile trzeba mieć? To wszystko zależy
od skali w jakiej chce się działać. I jak wspomniałem wcześniej, trudno jest
utrzymać się z działalności wydawniczej, trzeba zajmować się również inną
działalnością by zarobić na takie hobby jak wydawnictwo.
W jakiej ilości egzemplarzy drukuje się w Polsce komiksy? Kiedy
możemy mówić o sukcesie sprzedaży?
Od 200 do 20 tys. egz. O sukcesie sprzedaży mówimy wtedy, gdy
osiągniemy założony pułap. Dla jednych to może być 100, dla drugich 100 tys.
egz. Zazwyczaj jak nakład 1000 egz. porządnego komiksu się sprzeda, to znaczy,
że mamy sukces.
Marek Starosta twierdzi, że w Polsce można żyć z tworzenia
komiksów? To dosyć kontrowersyjna teza. Co o tym myślisz?
Oczywiście, ale jak założymy że tworzenie komiksów, to też
storyboardy, komiksy reklamowe, komiksy prasowe, itd. Na normalnym rynku takie
tezy można miedzy bajki włożyć. Można żyć oczywiście również w Polsce, ale tworzyć
komiksy na rynek francuski lub amerykański, bo tamtejsze stawki pozwalają
przeżyć twórcy bez problemu w Polsce. To robią chociażby Piotr Kowalski i
Szymon Kudrański, czy też Igor Baranko na Ukrainie.
Piotr Machłajewski uważa, że poziom komiksu w ostatnich latach
wyraźnie się obniżył. Jakie jest Twoje zdanie?
Całkowicie się nie zgadzam z tym twierdzeniem. Mamy coraz
więcej dobrych twórców. Zmienia się może tylko to, że wielu z nich dzięki
Internetowi, i gronu przyjaciół z tegoż, przestaje pracować nad sobą i zamiast
rozwijać się przechodzi na jałowy bieg. Mamy też zalew bardzo wielu słabych
prac, co prowadzi do ogólnych wniosków, że jest gorzej, pomimo tego, że dobrych
rzeczy ukazuje się znacznie więcej niż kilka lat temu.
Kogo wśród rysowników młodego pokolenia mógłbyś wskazać jako
szczególnie godnego uwagi?
Wojtka Stefańca i Marcina Podolca. Obaj pokazują, że można
rozwijać się z albumu na album i nie spoczywają na laurach.
A co ze scenarzystami? Z nimi jest chyba większy problem…
Czemu. Mamy kilku dobrych scenarzystów. Tylko rynek nie daje im
rozwinąć skrzydeł. Jest tak mały, że energie zużywają najpierw na pracę, które
przynoszą im pieniądze, a dopiero w dalszej kolejności na szukanie rysowników,
do pomysłów leżących od lat w szufladach, lub tworzonych w wolnych chwilach po
pracy.
W jaką stronę ewoluuje dzisiejszy komiks na Zachodzie?
Komiks na Zachodzie dojrzał, porusza więc coraz ciekawsze i
ważkie tematy. Oczywiście nisza rozrywkowa wciąż istnieje, ale do masowego
odbiorcy komiks przemawia przez gatunek graphic novel, którego autorzy sięgają
po szerokie spectrum interesujących dla współczesnego odbiorcy kultury tematów
– autobiograficzne opowieści, biografie, historie obyczajowe i kryminały.
Komiks przemawia tym samym językiem co inne dziedziny sztuki.
Jakie są obecne trendy w Polsce?
Właściwie to nie widać jednego spójnego trendu. Widać wiele
kierunków i brak bardziej zbalansowanego porządku. Humor konkuruje z obyczajem.
Aspiracje do poważnych tematów, z zupełnie niepoważnymi. O tym jaki jest ogólny
kierunek tych ostatnich lat będzie można mówić za 5 lat, kiedy zobaczymy czy
obecny ferment dał jakiś efekt w postaci ukształtowania rynku, czy może
pogrążył go ostatecznie.
Czy w Polsce istnieje tzw. „mainstream”?
Istnieje. Ten mainstream to Wilq, Likwidator i Osiedle swoboda
z jednej strony, i Kajko i Kokosz oraz Tytus, Romek i A’tomek z drugiej strony.
To rozdarcie między gustem młodych i schlebianiem ich potrzebom, a zadowalaniem
starych miłośników komiksów, którzy w klasyce widzą drogę do przenoszenia
swoich upodobań na następne pokolenia.
W Polsce twórcy komiksów nadal bardzo często nie są traktowani jako
pełnoprawni artyści. Media nadal traktują komiks niezbyt poważnie. Jaka jest
tego przyczyna?
Przyczyną tego jest traktowanie komiksu jako niepoważnej
rozrywki dla dzieci oraz prostackiego narzędzia do propagandy, z którą
utożsamiano komiks w PRL-u, a władze wciąż traktują go właśnie w taki sposób.
Dostrzega się jednak, że coraz więcej środowisk traktuje komiks poważnie, ale
wciąż nie idzie za tym wzrost czytelnictwa.
Czy można coś z tym zrobić?
Przez ponad 20 lat staramy się coś z tym zrobić. Jednak powoli
pomysły się wyczerpują. Może stanie się to co stało się na rynku hiszpańskim,
gdy zupełny przypadek i zaistnienie jednego tytułu zmieniło podejście do rynku,
a może przyjdzie nam się dalej bawić w komiks w tej piaskownicy jaką mamy
obecnie.
Czy istnieje w Polsce wystarczające zaplecze instytucjonalne dla
Komiksu? Jedna z takich instytucji powstała dzięki Twojej olbrzymiej prywatnej
kolekcji…
Nie, nie istnieje. To pięknie, że biblioteka w Poznaniu
założyła kolekcję komiksu, dzięki której badacze będą mieli ułatwione
możliwości studiowania zjawiska, ale to tylko kropla w morzu potrzeb. Niestety
nie widać zainteresowania ani miast, ani decydentów, by spróbować propagować
polską kulturę poprzez komiks.
Jaki jest poziom krytyki? Czy istnieją w Polsce prawdziwi znawcy komiksu?
Słaby. Za znawców można uznać Szyłaka, Birak, Ruska i paru
innych, którzy z pewnych powodów nie zajmują się komiksem od tej strony za
często. Ale istnieje też szerokie grono osób, które uważają, że żadnej
odpowiedzialności za słowo nie trzeba brać, tylko trzeba pisać, często byle co,
bo jak się dużo gada to komiksowi będzie dobrze. Nie jest to prawda, bo trzeba
umieć pisać tak by zaciekawić tematem, pokazać jego miejsce w szerokiej
kulturze, a nie w jej niewielkim wycinku, który większości „zwisa i powiewa”.
We wrześniu, podczas Winobrania, gościłeś w Zielonej Górze w ramach
Bachanaliów Fantastycznych – XXVI Ogólnopolskiego Konwentu Miłośników
Fantastyki. Widziałem, że uważnie przyglądałeś się miastu…
Dlatego, że Zielona Góra to piękne i ciekawe miasto. Z
interesującym budownictwem, ale też ciekawymi ludźmi, których obserwując
zastanawiasz się dokąd zmierzają, jakie są ich codzienne problemy, czy niosą w
sobie ciekawe opowieści.
Jak wygląda Zielona Góra na mapie polskiego komiksu?
Parę lat temu, a i obecnie dla wielu, w ogóle nie wygląda. Gdy
nie pozna się jej bliżej, nie skojarzy się z nią określonych twórców, to nawet
nie dostrzega się jej bytu na mapie. Dopiero bliższe poznanie, odwiedziny na
wystawach, konwentach, pokazuję więcej tego miasta i pozwala umieścić je z
sensem na mapie polskiego komiksu.
Jakie są Twoje osobiste gusta? Jaki lubisz komiks?
Lubię rożne komiksy. Muszą one mieć w sobie to coś – być dobre!
Co robisz poza pracą wydawcy i organizatora życia komiksowego?
Podobno kończysz pisać doktorat…
Na życie zajmuję się składem, pisaniem tekstów. Doktora kończę
powoli w wolnym czasie, bo zależy mi by była to dobra i wartościowa lektura.
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.
Dzięki. Życzę wszystkim miłej lektury.