O dokumentowaniu codzienności z Martyną Krutulską-Krechowicz – autorką „Niecodziennika, rozmawia Łukasz Musielak ("GrinZin2")


niecodziennikmkk.blogspot.com;www.mkkdesign.pl



Jak zaczęła się twoja przygoda z Komiksem?

Moja przygoda z komiksem zaczęła się bardzo wcześnie i chyba przypadkowo. Kiedy byłam mała podbierałam mojemu bratu najpierw „Thorgal’a”, później „Szninkiela” i przeglądałam zafascynowana. Później, zdarzało mi się nudzić na lekcjach, umilałam więc sobie czas, rysując przeróżne historyjki w zeszytach. Jednak, tak naprawdę, moja przygoda z komiksem rozpoczęła się, kiedy studiowałam na Wydziale Artystycznym Uniwersytetu Zielonogórskiego. Pewnego dnia, chyba na drugim roku, przeglądałam ulotki na tablicy ogłoszeń i usłyszałam za plecami, jak moja „pani od metodyki” proponuje koledze z grupy, żeby zgłosił się do ZOK-u, ponieważ szukają osoby, która poprowadziłaby zajęcia z komiksu dla dzieciaków. Komiks kojarzy się zazwyczaj z rysownikami rodzaju męskiego, więc nie zdziwiło mnie to, że kolega dostał taką propozycję. Zdziwiło mnie natomiast, że odmówił. Gdy tylko odszedł, odwróciłam się i spytałam, czy ja mogłabym spróbować. Taki impuls, wyzwanie. I tak to się właśnie zaczęło…

I tak przez kilka lat prowadziłaś zajęcia z grafiki komiksowej przy Zielonogórskim Ośrodku Kultury w Zielonej Górze. Powiedz, czy jest jeszcze zainteresowanie tą formą wyrazu wśród młodzieży? Podobno lata świetności komiksu mamy już za sobą.

Grupę w ZOK-u prowadziłam dokładnie przez pięć lat. W 2011 roku oddałam Grupę w zaufane ręce Sławka Sznajdera i wiem, że działają nadal. Skoro zajęcia takiej grupy, jak nasza, ciągle się odbywają, skoro wiele osób rysuje, publikuje, albo komentuje komiksy, to oznacza, że jest zainteresowanie tą formą wyrazu. Wiem też, że komiks wszedł do podstawy programowej języka polskiego w podstawówkach i w gimnazjach jako alternatywna forma wypowiedzi literackiej. Miałam przyjemność prowadzić warsztaty dla nauczycieli z tej okazji i uważam, że to doskonałe posunięcie, które również dowodzi, że komiks nadal funkcjonuje. Na pewno zainteresowanie komiksem jest dzisiaj inne, niż za czasów „Kapitana Żbika” czy „Tytusa”, ale nadal jest. W ciągu ostatnich kilkunastu lat zmieniło się w Polsce bardzo wiele. Obecnie dzieciaki mają dużo większy wybór. Szersza oferta spędzania wolnego czasu, dużo różnych zajęć dodatkowych, no i oczywiście media, o jakich wcześniej nam się nie śniło. To wszystko sprawia, że ludzie realizują się na najrozmaitsze sposoby. Ale nie oznacza to wyparcia komiksu, absolutnie. Jeśli chodzi o mnie, to mam nadzieję, ze lata świetności mojego komiksu są właśnie przede mną.

Przez kilka lat – do 2010 roku – „rysowałaś do szuflady”. Wielu autorów przechodzi taki okres w swojej twórczości. Jak to było z Tobą?

Wcześniej nie rysowałam dla siebie, więc ciężko nawet mówić tutaj o „szufladzie”. Byłam zajęta, pracowałam, studiowałam, działałam w harcerstwie… realizowałam się na innych płaszczyznach. Poza tym byłam chyba zbyt poprawna i zasadnicza, by to, co rysowałam było interesujące albo zrozumiałe dla szerszego grona. Liberalniejemy z wiekiem. Przynajmniej ja.

Czym jest dla Ciebie rysowanie?

Ha! Doskonałe pytanie. Rysowanie jest dla mnie czymś naturalnym, czymś co zajmowało mnie od maleńkości i sprawiało mi radość. Teraz jest pewnego rodzaju rytuałem, może nie codziennym, ale staram się dyscyplinować. Jest trochę jak wewnętrzny obowiązek. Kiedy nic nowego nie publikowałam przez kilka dni, koleżanka z Anglii napisała do mnie zaniepokojona, że albo mam coś nie tak z kontem albo Facebook się psuje, bo nie wyświetlają się jej nowe posty. Oczywiście rysowanie to potrzeba, bezsprzecznie, w najprostszej postaci. Sprawia mi radość, wpędza w kompleksy, zajmuje mnie. Trudniejsze niż rysowanie jest publikowanie… trudniejsze psychicznie oczywiście. To bardzo ekshibicjonistyczne doświadczenie, niezależnie od tego, ile osób miałoby dany rysunek obejrzeć. Teraz, gdy więcej osób polubiło mój album, publikowanie stało się jeszcze trudniejsze. Inaczej pokazuje się coś czując anonimowym, inaczej wiedząc, że brat, ciocia, kuzyn, będą to oglądać. Włącza się opcja autocenzury, trzeba się pilnować, żeby jej nie ulec.
Rysowanie jest też trochę jak terapia. Rysuję o tym, co mnie bawi, zaskakuje, boli, dzielę się emocjami. Jednak to przede wszystkim przyjemność. Każdy człowiek dąży do tego, by być szczęśliwym, tylko drogi mamy różne.

Od 8 grudnia 2010 roku Twoje prace można oglądać w Internecie. Prowadzisz bloga, działasz dość intensywnie na facebook-u. Co sądzisz o życiu w sieci, o portalach społecznościowych? W swoich rysunkach często odnosisz się do tego tematu.

Jestem z pokolenia, które znajomych ma nie tylko na FB ale również w realu. Portale społecznościowe traktuję jako narzędzie. To od nas zależy, jak będziemy ich używać.

Twoje rysunki są w Internecie bardzo popularne. Oglądanie ich stało się dla wielu stałym punktem dnia. Powiedz, jakie padają komentarze, opinie? Co piszą do „Niecodziennika” internauci w prywatnych wiadomościach?

Bardzo popularne w Internecie, to zbyt globalnie brzmi. Zaczynają być popularne dla pewnej grupy osób. Komentarze są zazwyczaj bardzo pozytywne. Staram się jednak nie ingerować w komentarze ani w dyskusje pod obrazkami. Oraz nie przejmować zarówno tymi pozytywnymi, jak i negatywnymi uwagami. Trzymam dystans. Sądzę, że to zdrowe podejście. Rysuję od siebie i dla siebie, nie żeby komuś się przypodobać.
Znajomi dają mi znać, gdy tylko zobaczą moje rysunki na innych portalach (np. demotywatory, kwejk, po-land). Myślę, że też ich cieszy, że zaczynam się pojawiać w kolejnych miejscach. Obserwują jak rośnie liczba znajomych, ilość obrazków, jak zmienia się moja kreska, jak oni sami pojawiają się w Niecodzienniku.
Kilka osób powiedziało mi już, że zaglądanie co „u mnie” nowego, stało się dla nich rytuałem, poranna kawka i NIECODZIENNIK albo włączenie komputera i pierwsza sprawa, to czy dodałam jakiś nowy rysunek. Bardzo jest to dla mnie miłe i za każdym razem bardzo zaskakujące.

Co sądzisz o tej popularności? Twoje rysunki wydają się zaspokajać u ludzi jakąś ważną potrzebę…

To miła zaskoczenie, że moje spostrzeżenia zanotowane w formie rysunków spotykają się z tak miłym odbiorem. Ostatnio bardzo biłam się z myślami czy dodać rysunek „Rysować czy iść się masturbować”, taki zbyt dosadny mi się wydawał. Ale dodałam. Następnego dnia na konwencie komiksowym usłyszałam od innych rysowników, że często mają ten sam dylemat i że to doskonałe. Byłam w szoku. Spodziewałam się innej reakcji lub jej braku, a nie jednogłośnego zachwytu.
Nie wiem czy moje rysunki zaspokajają u ludzi jakąś potrzebę, nie chcę dorabiać do nich niepotrzebnej ideologii. Należałoby o to chyba spytać oglądających, nie mnie. Dla mnie moja rysunki zaspokajają moją podstawową potrzebę ostatnio, która rośnie proporcjonalnie do liczby narysowanych kadrów, chęć wypowiedzi.


Twojej aktywności w sieci towarzyszy niewielka ilość wystaw w przestrzeniach galeryjnych. Można odnieść wrażenie, że nie zależy ci na tradycyjnej formie ekspozycji.

Rzeczywiście, działam od półtora roku z „Niecodziennikiem”. W tym czasie miałam 4 wystawy, dwie zbiorowe i dwie indywidualne. Wydawało mi się, że to całkiem dużo. Jesteś którąś osobą z rzędu, która sugeruje, że mogłoby być tego więcej. Przemyślę to, skoro res publica domaga się wystawy, to ja ją chętnie zorganizuję. Bałam się przesytu, to nie jest dobre. Poza tym ciągle ćwiczę i wiem, że jeszcze dużo muszę się nauczyć. W dodatku podobają mi się zazwyczaj tylko moje najnowsze prace, niezależnie od tego ile ich jest.
Odnoszę też wrażenie, że publikowanie w sieci jest jak ciągła wystawa. Nowy rysunek, nowa publikacja, nowe komentarze, to taka wystawa, która ciągle trwa i dociera do bardzo szerokiego grona odbiorców, zdecydowanie szerszego niż wernisaż tradycyjnie pojmowany.

Twoje rysunki wpisują się w szeroko rozumiany komiks obyczajowy. Skąd czerpiesz inspiracje?

Z życia. Moje rysunki to taki dziennik, w którym ilustruję to, co przydarza się mnie i moim znajomym. Chociaż czasami może ciężko w to uwierzyć.

Czy Twoi znajomi nie mają ci za złe, że przedstawiasz ich życie? Zainteresowani przecież wiedzą kto, na którym rysunku został przedstawiony.

Zazwyczaj pytam moich znajomych, czy mogę „to” narysować i oni już zaczynają się śmiać, bo wiedzą o „Niecodzienniku”. Nie robię nikomu krzywdy, nie przypisuję słów, które nie padły, nie przekłamuję, więc nikt nie powinien mieć do mnie pretensji. Żadnego obrazka nie musiałam jeszcze usunąć, co doskonale świadczy o moich znajomych, ich poczuciu humoru i dystansie do samych siebie. Przyzwyczaiłam się, że reakcje są pozytywne, cieszymy się tym razem. Poza tym w dobie komórek, zdolnych kręcić filmiki albo nagrywać rozmowy, jesteśmy tym bardziej świadomi, że odpowiadamy za to, co robimy i mówimy.

A co z inspiracjami ze strony sztuki? Kto jest twoim mistrzem? Czy wzorujesz się na kimś?

Nie wzoruję się na nikim. Jest oczywiście kilkoro artystów, do których mam słabość. Pewnie zabrzmi to zaskakująco, ponieważ ich prace są kolorowe, przestrzenne, zupełnie inne niż moje. Bardzo lubię Gaudiego, Hundertwassera i Niki de Sant Phalle. Jak jednak widać po moich obrazkach, nie myślę o ich twórczości, kiedy rysuję. Jeżeli zaś chodzi o komiks, to od kilku lat z zachwytem śledzę rysunki i karierę Agaty Endo Nowickiej.

Dlaczego postacie z Twoich rysunków nie mają twarzy?

Moje rysunki na początku były szybkie, miały oddać, rozładować emocje. To sprzyja ogółom, a nie szczegółom. To po pierwsze. Po drugie, na pierwszych obrazkach byłam przede wszystkim ja i kiedy teraz o tym myślę sądzę, że dawało mi to złudzenie anonimowości. Moja kreska ciągle się zmienia, szkolę warsztat, może za jakiś czas przekonam się do twarzy. Tymczasem świadomie posługuję się znakiem, prostą plamą, moje prace są bardzo graficzne. Rysunek dopełnia tekst, oba te elementy są równie ważne. Dodatkowo, zauważyłam, że takie niedopowiedzenie, jakim jest brak twarzy, jak się okazuje pozwala to wielu osobom utożsamiać się z poszczególnym scenami. Zaryzykuję stwierdzenie, że brak twarzy działa trochę na zasadzie everymana. Jak sądzisz?

Myślę, że jest właśnie tak, jak mówisz. Przedstawiane przez ciebie scenki rodzajowe odbijają naszą codzienność. Brak twarzy pozwala nam łatwiej zobaczyć w nich własną twarz. Twoje prace przypominają mi trochę wczesne obrazy Agaty Bogackiej. Czy czujesz powinowactwo artystyczne z tą Artystką?

Lubię proste formy. Malarstwo Agaty Bogackiej, o którym mówisz, to właśnie proste plamy koloru, czasami mocny kontur. Są czytelne i wyraziste. Nie wzorowałam się nigdy na tej artystce, ale gdy o niej myślę zawsze przypominają mi się jej dwa obrazy, jeden na którym autorka sika, tytułu nie pamiętam z resztą było kilka wersji tego obrazu i drugi – „Rzeczywiście, młodzi są realistami”. Te prace przełamały jakieś moje wewnętrzne tabu.

A co sądzisz o Grupie Ładnie i artystach wpisujących się w ten nurt? Czy odnajdujesz się w tych szeregach?

Grupa Ładnie bardzo dobrze mi się kojarzy, oglądałam kiedyś z przyjemnością ich filmy. Wiem, że ich nazwa wzięła się ze sprzeciwu wobec akademickiej rzeczywistości. Ja też jestem przeciwna pewnym zachowaniom, dlatego o nich mówię. Ale w ten nurt bardziej wpisywały się działania grupy artystycznej GRZĘDA którą współtworzyłam w czasie studiów magisterskich. Tak jak panowie z grupy Ładnie wręczali sobie nawzajem nagrody za sztukę, tak my (trzy kobiety), postawiłyśmy sobie (naszej sztuce) pomnik na deptaku, pod którym składałyśmy biało-czerwone wiązanki kwiatów przy wtórze werbli.

Podobnie, jak oni jesteś dokumentalistką naszej codziennej egzystencji…

Mojej, tak. Naszej, poniekąd. Czy któryś z moich obrazków jest Tobie na tyle bliski, że mógłbyś się z nim identyfikować?

Są takie. Jest nawet jeden, na którym zostałem przedstawiony… Interesują Cię relacje między ludzkie, w tym przede wszystkim skomplikowane relacje między kobietą, a mężczyzną. Czy Twoim zdaniem istnieje jakaś jedna podstawowa możliwa do określenia różnica między płciami, z której wynikają wszystkie nieporozumienia i problemy, doprowadzające nas do łez?

To naturalne, że te relacje mnie interesują, ponieważ bezpośrednio mnie dotykają. Jestem córką biologów i mam świadomość, że podstawowa różnica, to nasze XX i wasze XY (jak widzisz, niestety już z natury jesteście… skromniej wyposażeni J). Różnice są dobre. Dzięki nim mamy szansę uzupełniać się nawzajem i tworzyć jedną wspólną doskonalszą całość. Koncepcja połówek Platona wydaje się ciągle aktualna. Chociaż osobiście nie odnosiłabym jej tylko i wyłącznie do płci i do związków heteroseksualnych. W sferze charakterystyki płci dzieją się teraz różne dziwne rzeczy. Wracając do tematu, jeśli chodzi o badanie różnic, badam je codziennie, czy tego chcę czy nie, jak przecież każdy z nas. Tylko, że ja jestem dodatkowo zaopatrzona w specjalny notes, do notowania tekstów.

Czy twoje rysunki przełamują stereotypy czy je raczej potwierdzają? Z jednej strony pomagasz nam uświadomić sobie sytuacje, w jakich tkwimy i zdystansować się do nich, a jeśli nie chcemy w nich nadal tkwić, może nawet pomagasz je zmienić. Z drugiej jednak strony, dzięki Tobie widzimy, że inni zachowują się tak samo jak my, tkwią w tych samych sytuacjach. Może więc wszystko jest z nami w porządku… może właśnie takie jest życie… niczego nie trzeba zmieniać… bo nie można.

Ja nie wartościuję, nie podpisuję moich rysunków „Dobre zachowanie / zachowanie nie do przyjęcia”. Absolutnie nie czuję się mesjaszem. Rysuję to, co widzę, oczywiście c’est la vie, ale człowiek inteligentny sam wie, jak cytowane przeze mnie teksty zinterpretować. To, co mówisz brzmi bardzo poważnie, tymczasem ja najczęściej rysuję po prostu to, co mnie śmieszy lub zaskakuje. Jeżeli zaś chodzi o stereotypy, to ktoś mi ostatnio zarzucił, że cały mój album, cały projekt jest strasznie szowinistyczny. Bardzo mnie to rozśmieszyło.

Czy identyfikujesz się w jakimś sensie z tzw. feminizmem?

Mam wrażenie, że to słowo obrosło kolcami i czarnym pijarem. Jestem kobietą i oczekuję równego traktowania zarówno dla nas, jak i dla mężczyzn, razem tworzymy to społeczeństwo. Nie lubię skrajności. Nie skandowałabym, że „Kopernik też była kobietą” ale nie chciałabym też, żeby sytuacja, która zdarzyła się mojej Babci, gdy była młodą mężatką, była teraz na porządku dziennym. Moja Babcia wyszła za mąż za mojego dziadka na początku lat 50-tych, niby nie tak dawno temu, ale odkurzacz był wtedy taką nowinką techniczną, jak teraz bezprzewodowa stacja dokująca. Mojej Babci przypadały „zajęcia domowe”, ale dziadek odkurzał, ponieważ uważał, że tylko mężczyzna poradzi sobie z „taką mechanizacją”. Pewnego dnia, gdy odkurzał, przyjechała akurat jego mama (moja prababcia) i popłakała się widząc, że jej syn wykonuje takie babskie zajęcie, co woła o pomstę do nieba! Jeżeli więc przyjmiemy, że feminizm oznacza równe prawa (prawa, nie obowiązki!) dla różnych płci i wyznań (pod warunkiem, że nikomu nie dzieje się z tego powodu krzywda). Że mężczyzna może włączyć pralkę, zrobić zakupy i wykąpać dziecko. A kobieta może zostać w domu i nie pracować, jeżeli oboje tego chcą. I jeżeli oznacza to poparcie dla dziewczyn z Femen, które przeprowadzają doskonałe akcje, naświetlając istotne problemy, to tak (z uśmiechem), jestem feministką.

Co sądzisz facetach?

A co sądzisz o pogodzie? Przecież to zmienne i zależy od dnia. Nie można generalizować. Akurat dzisiaj moje nastawienie w pełnej rozciągłości pokrywa się z obrazkiem, na którym pytam: „Po co w ogóle rodzą się faceci przed 30-tką”, a moja przyjaciółka odpowiada: „Żebyśmy umiały docenić tych, którzy już są po”. Mam jednak nadzieję, że to się zmieni. Mogę też śmiało polecić typowo męski blog o nazwie shapes.pl („powidoki myśli nie mają kształtu”). Blog prowadzony jest przez dwóch facetów, osobiście ich nie znam ale cenię, ponieważ są bardzo spostrzegawczy i często trafiają w sedno sprawy. Zaglądam „do nich” od czasu do czasu.

Czy kobieta możne się zdystansować do okresu czy też na negatywne dla mężczyzn konsekwencje tego co miesięcznego zdarzenia nie ma rady?

Można, moim zdaniem nawet trzeba. Co więcej, słyszałam, że niektórym nawet się to udaje J Jednak przede wszystkim trzeba się dobrze poznać. Nie wyobrażam sobie, żeby mężczyzna, będąc w związku z kobietą, nie wiedział kiedy przypada jej okres i co się z tym wiąże. Jednocześnie, panowie, nic tak nie denerwuje, jak trywializowanie każdego problemu stwierdzeniem: „Pewnie masz okres”. Wtedy może polać się wasza krew, niezależnie od tego, który to dzień miesiąca.

Czy swoje rysunki traktujesz bardziej w kategoriach komiksu czy rysunku obyczajowego, może nawet satyrycznego?

Nie zastanawiałam się nad tym. Nazywam je komiksem, brzmi to krócej i łatwiej to zrozumieć. Zaryzykowałabym określenie komiks obyczajowy, albo o obyczajności, czyli coś na pograniczu dokumentacji. Satyryczny? Zdecydowanie nie. Czasami niestety, ale nadal nie.

Tworzysz przede wszystkim pojedyncze kadry lub pojedyncze scenki złożone co najwyżej z kilku kadrów. Gdybyśmy jednak zebrali je wszystkie do jednego albumu i ułożyli zgodnie z przemyślaną narracją, wówczas otrzymalibyśmy jedną długą złożoną wypowiedź o naszym życiu (o życiu osób będących obecnie w wieku około 30 lat). Co o tym sądzisz?

Sądzę, że ludzie wokół oszaleli ostatnio z tą 30-tką J Oczywiście zgadzam się, że ułożenie tych kadrów w dłuższą historię, tworzy pewną ilustrację współczesnego społeczeństwa, ponieważ tym w istocie jest cały mój album. Poszczególne klatki to zapis ostatniego półtora roku mojego życia i życia mojego otoczenia. Związki, relacje, imprezy, emancypacja, dylematy, szukanie pracy, różne potrzeby. To budzi moje emocje, ponieważ mnie to dotyczy.

Czy myślałaś o tym żeby stworzyć taką dłuższą wypowiedź? To mógłby być większy hit niż komiks Wilhelma Sasnala „Życie codzienne w latach…..” a z pewnością interesująca kontynuacja tego rodzaju narracji.

Dziękuję, odniesienie do Sasnala to komplement. Przyznaję, że jeszcze o tym nie myślałam, ale NIECODZIENNIK rzeczywiście może wydawać się odniesieniem do „Życia codziennego…”, kiedy teraz na to patrzę. Spojrzenie Sasnala, to męski punkt widzenia, mój album, dekadę później, nowa Polska i jak najbardziej kobiece widzenie rzeczywistości. Ciekawe.

Jakie jest Twoje marzenie?

Skoro już mówimy o Sasnalu, to moim marzeniem byłoby, żeby podróbki moich prac osiągały takie ceny jak falsyfikaty prac Sasnala (śmiech). A na poważnie, chciałabym móc utrzymywać się z rysowania. Na początek, żeby ktoś zaczął mi płacić za rysunki. Wiem, że jeszcze dużo pracy przede mną, ale chciałabym móc utrzymywać się z czegoś co sprawia mi frajdę. Rysowanie to jedna z takich rzeczy.

* * *

Od czasu naszej rozmowy sprzed kilku miesięcy twoja kariera nabrała rozpędu. Czy możesz opowiedzieć w kilku słowach, co ostatnio u ciebie słychać?

Kariera, to duże słowo, ale rzeczywiście coraz więcej się dzieje. Wiosną postanowiłam przenieść moje grafiki na różne inne „nośniki”. Chciałam żeby „wyszły z Internetu” i trafiły w całkiem nowe miejsca. W ten sposób nawiązałam współpracę z cudowną pracownią krawiecką INO INO. Razem z Kasią, która potrafi uszyć wszystko, co sobie wymyślę, przygotowałyśmy kilka wzorów toreb, fartuchów męskich i damskich oraz poduszek. Do tego kubki, koszulki i przypinki, a także oczywiście obrazy. Tak wyposażona w maju 2013 roku pojechałam na 3. Targi Designu i Wnętrz – About Design w Gdańsku. W czerwcu, dzięki uprzejmości Urban Creativ Poles, byłam też na targach TEXTILE ART w Berlinie. Jeszcze przed wyjazdem powstała moja strona internetowa www.mkkdesign.pl. Później szykowaliśmy wydanie książkowe Niecodziennika. Prapremiera albumu miała miejsce już we wrześniu podczas Bachanalii Fantastycznych w Zielonej Górze. Oficjalną premierę zrobiliśmy w październiku na 24 Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi, a komiks trafił do sprzedaży.

Jakie było w Łodzi przyjęcie Nieodziennika?
To był drugi Festiwal, na którym byłam. W zeszłym roku pojechałam z ciekawości, teraz już z własnym wydaniem. Jeszcze w Zielonej Górze na Bachanaliach Fantastycznych Piotr Machłajewski wyrażał się o moim albumie w samych pozytywach. W Łodzi pogratulował mi Trust… więc moim zdaniem przyjęcie było świetne :) Dość późno dostaliśmy gotowe albumy z drukarni… świetnie, że to się w ogóle udało, ale następnym razem (a mam nadzieję, że jeszcze taki będzie) warto będzie premierę albumu zrobić wcześniej. W Łodzi na mój panel przyszło kilka osób, ale też nie spodziewałam się tłumów. Moje prace i ja sama funkcjonujemy raczej gdzieś obok estetyki i tematyki tego festiwalu. Chciałabym podziękować tutaj mojemu festiwalowemu przewodnikowi, Sławkowi Sznajderowi. W zeszłym roku mówił mi kto jest kim, skąd mogę znać czyjeś prace i na które spotkania warto pójść. W tym roku, przygotowywał i umawiał spotkania autorskie, autografy, księgarnie.
Wydanie książki czy albumu to wcale nie jest łatwa sprawa. Powiedz, jak tobie się to udało?

Wraz z kilkunastoma osobami zajmującymi się różnymi dziedzinami sztuki i kultury założyliśmy w zeszłym roku w Zielonej Górze stowarzyszenie FORUM ART. Chcieliśmy mieć osobowość prawną, żeby móc startować w różnego rodzaju konkursach i projektach, zwłaszcza tych związanych z pozyskiwaniem dofinansowań. Jesteśmy grupą pasjonatów, każdy realizuje się w swojej dziedzinie. Chcieliśmy spróbować pozyskiwać dofinansowania na to co i tak będziemy robić, bo taka jest w nas potrzeba, ale z nadzieją, że więcej uda nam się osiągnąć, kiedy pozyskamy wsparcie. I tak też się stało. Poza organizowaniem warsztatów plastycznych, koncertów i włączaniem się w akcje charytatywne udało nam się zdobyć dofinansowanie z Urzędu Miasta Zielona Góra na dwie publikacje: „Antologię zielonogórskiego okręgu ZPAP” Igora Myszkiewicza oraz „Niecodziennik MKK”.

Na koniec tego krótkiego suplementu zapytam o przyszłość. Jakie masz plany?
Jeszcze w październiku wyjeżdżam do Lipska na Design Festival Leipzig, gdzie będę prezentować moją twórczość i oglądać to, co pokażą inni. To duża impreza, na którą trzeba dostać zaproszenie, a później przejść proces kwalifikacyjny. Jestem bardzo ciekawa tego, co pokażą inni. Będzie to pokaz szeroko pojętego designu, od rzeczy typu hand made, przez modę, aż po smart technology new design, na pewno będzie co oglądać i czym się inspirować. W listopadzie biorę udział w warsztatach komiksowych „Kobiety dla demokratycznej (r)ewolucji”, organizowanych przez Nadbałtyckie Centrum Kultury w Gdańsku. Będzie to spotkanie dwóch kultur ale jednej płci. Biorą w nich udział Egipcjanki i Polki, kobiety w zbliżonym wieku, zajmujące się komiksem. Spędzimy razem tydzień, wszystko zakończy się wspólną wystawą. Szczerze mówiąc nie mogę się doczekać. W styczniu zapraszam na moją wystawę komiksu do Cottbus. Dzieje się bardzo dużo i bardzo szybko. Mam mnóstwo pomysłów, chociaż ciężko nadążyć mi z ich realizacją. O tym wszystkim można przeczytać na Face Book’u, zachęcam więc do odwiedzania Niecodziennika MKK.
Kontynuacja rozmowy miała miejsce w październiku 2013 roku