ŁM: Co
jest dla ciebie najbardziej zajmującym tematem sztuki?
BB: Trudne
pytanie. Interesują mnie różne rzeczy, ale najbardziej chyba emocje
i
tajemnica.
Wolisz
zakrywać rzeczywistość czy ją odkrywać?
Raczej
odkrywać. Próbuję odsłonić rzeczy na co dzień niedostrzegane, które nie
zwracają na siebie uwagi, ale bywają fascynujące.
Czy
myślisz o swoich pracach w kontekście psychologii nieświadomości jako efekcie
czegoś w rodzaju automatycznego zapisu, o którym pisał kiedyś André Breton, czy
traktujesz je bardziej jak ilustracje do książek?
Powiedziałabym,
że łączę obydwie te sprawy. Kiedy rozlewam farbę na płótno, nie jestem w stanie
jej do końca kontrolować i nawet nie chcę. Pozwalam jej swobodnie się rozlać i
wykreować własny świat. Czasami cała idea obrazu jej się podporządkowuje, a
czasami wygrywa ilustracja.
Znana
jesteś przede wszystkim z obrazów wykonywanych akwarelami i ekoliną. Dlaczego
związałaś się tak mocno z tą techniką?
To był
przypadek. Znalazłam w domu pudełko z akwarelami, które kupiłam, kiedy
poznawałam różne techniki malarskie. Ta kojarzyła mi się wtedy z tradycyjnym
malarstwem pejzażowym i pomyślałam, że użycie jej w trochę inny sposób może być
interesujące. Tak powstały „lekcje angielskiego". Podczas malowania
„lekcji" akwarela stawała mi się coraz bliższa i coraz lepiej poznawałam
jej możliwości. Pomyślałam, żeby spróbować malować nią po płótnie. I jak już
zaczęłam, to nie mogłam przestać. Świat akwareli na płótnie mnie wchłonął. Po
jakimś czasie odkryłam ekoliny, które zostawiają bardziej intensywny ślad,
przypominają tusze. Spodobały mi się i porzuciłam akwarele na ich rzecz. Zdaję
sobie sprawę, że mogłabym uzyskać podobne efekty, pracując z farbą olejną, ale
kiedy maluję olejami, robi mi się niedobrze. Zapach rozcieńczalników i samej
farby wywołuje u mnie ból głowy, dlatego na razie zostanę przy ekolinach.
Wykonujesz
też obiekty. Jakie miejsce w twojej twórczości zajmuje rzeźba?
W moim
wypadku obiekt stanowi dopełnienie malarstwa. Bardzo istotne i wiele wnoszące
dopełnienie. Taka kropka nad „i". Ostatnio coraz częściej odczuwam chęć
zrobienia samodzielnego obiektu w przestrzeni publicznej. Może w Parku
Tysiąclecia? Byłoby świetnie zmienić odbiór przestrzeni moją pracą. Przestrzeni,
która nie jest galerią, w której widz nie oczekuje tego typu działań. Zaatakować
zmysły zwykłego przechodnia. Mam nadzieje, że uda mi się to zrealizować.
O twoich
pracach mówi się, że są osobiste, autobiograficzne. Ostatnio pokazywałaś je na
zbiorowej wystawie: „Dzień jest za krótki. Kilka opowieści
autobiograficznych". Co właściwie znaczy „autobiograficzne" w twoim
wypadku?
Przez
„autobiograficzny" rozumiem ukazywanie własnych emocji, doświadczeń,
zdarzeń z prywatnego życia w sztuce. Na wystawie, o której wspomniałeś,
pokazuję cykl prac, które powstały bezpośrednio po i pod wpływem mojej podróży
po Europie i zawierają wszystkie trzy elementy, które wymieniłam. Przedstawiam
miejsca, które odwiedziłam, nie poprzez tradycyjne uwiecznienie architektury
czy krajobrazów, lecz poprzez przygody i emocjonalne historie, które mi się w
tych miejscach przytrafiły i z tymi miejscami mi się kojarzą. Na przykład
Helsinki kojarzą mi się z nieprzespaną nocą i martwieniem się problemami
zdrowotnymi - uszkodziłam sobie pieprzyk na skórze - dlatego kiedy
zastanawiałam się, jak pokazać Helsinki, pierwsze co mi przyszło do głowy, to
dziewczyna z nerwami na wierzchu i widmem raka majaczącym nad głową. W tym, co
teraz robię, wątki autobiograficzne są mniej czytelne, ale nadal obecne.
Ujawniasz
przede wszystkim przeżycia mroczne, pełne lęku i bólu, dzikości i wynaturzenia,
naznaczone erotyką i perwersją. Tak właśnie doświadczasz codzienności?
Na
szczęście z wynaturzeniami mam do czynienia jedynie w literaturze. Zaczytuję
się w kryminałach i pewnie część ich mrocznej atmosfery przenika do mojej
twórczości. Kolekcjonuję też książki dla dzieci - zdziwiłbyś się, ile w nich
zła, tajemnicy i niepokoju. Ogólnie mam bujną wyobraźnię i jestem dosyć
strachliwa. Potrafi przestraszyć mnie nawet kura czy tajemniczy szelest w
krzakach. Skoro nie mogę przestać się bać, próbuję przynajmniej ten swój strach
jakoś kreatywnie wykorzystać.
Kiedy
oglądam twoje prace, szczególnie te z ostatnich lat, mam wrażenie, że tkwi w
nich złożona symbolika, ale może ty tylko korzystasz ze swojej wyobraźni i
skojarzeń, żeby bawić się formą?
Symbol
jest bardzo obecny w moich pracach. Często wertuję słownik Władysława
Kopalińskiego w poszukiwaniu tego najwłaściwszego albo po prostu inspiracji. Czasami
posługuję się znakami, które tylko dla mnie mają wymiar symboliczny, mimo to
zdarzyło się, że odbiorca odczytał ukryte treści. Pomogła mu pewnie intuicja i
podobne do moich doświadczenia i wrażliwość. W ogóle bardzo lubię ukrywać.
Podoba mi się, że obraz po dłuższym z nim obcowaniu ukazuje treści niewidoczne
na pierwszy rzut oka. Co do formy, to oczywiście jest dla mnie istotna, a
zabawa nią jest zawsze przyjemna, choć czasami bywa frustrująca, gdy włoży się
dużo pracy, materiałów i czasu, a efekt jest marny, poniżej oczekiwań.
Czy twoje
prace często lądują w koszu?
Technika,
której używam, nie pozwala na błędy. Nie ma możliwości poprawiania, więc tak,
często jestem zmuszona wyrzucać do śmieci zepsute obrazy. Zdarzało się, że
uważałam pracę za całkiem udaną, brakowało tylko jakiegoś drobiazgu, by
dopełnić całość, i ten drobiazg kompletnie mi nie wyszedł i byłam zmuszona
zniszczyć cały obraz. Z tej złości i frustracji powstał cykl prac, który
nazywam recyklingowym. Wycinałam z nieudanego obrazu dobrze namalowane
fragmenty i robiłam z nich kolaże. Tego typu działanie poprawia mi
samopoczucie, bo nie mam wrażenia, że wyrzuciłam właśnie do kosza kilka godzin
lub dni pracy.
Pewne
motywy, symbole są u ciebie stale obecne.
W moich
obrazach często pojawia się różowa plama w kolorze szynki. Podoba mi się jej
fizyczność, biologia, cielesność. Lubię też malować zęby i ptaki. Może dlatego,
że się ich trochę boję i przez częste powtarzanie tych motywów oswajam się ze
strachem. W swoich pracach zestawiam też często dwa sprzeczne światy.
Niewinność z wyuzdaniem, naiwność z wyrafinowaniem, brutalność z delikatnością.
Wbrew pozorom te przeciwieństwa często ze sobą współpracują...
Współpracują,
żeby powołać do istnienia nowe światy, wydobyć ukryte znaczenia.
Tak.
Boisz się
zębów i ptaków?
Boję.
Ptaki to chyba wyczuwają. Jakieś dwa lata temu spacerowałam po plaży we Francji
i jadłam loda. Nagle nad moją głową pojawiło się stado rybitw. Latały tak
nisko, że na twarzy prawie czułam muskanie ich skrzydeł. Nagle jedna z nich
wbiła mi się pazurami w głowę i dziobem wyszarpała mi loda! Poczułam się jak w
filmie Hitchcocka. Wydaje mi się zresztą, że ten film ma dużo wspólnego z moim
ptasim strachem. Obejrzałam go w dzieciństwie i wykreował w mojej głowie świat,
w którym ptaki to realne zagrożenie. A zęby? W dzieciństwie zostałam pogryziona
przez dwa jamniki. Jamnicze zęby to dla mnie prawdziwy strach.
W twoich
pracach często pojawia się też motyw drzewa, gałęzi, kłączy, z których
wyrastają różne kształty. Jakie jest jego znaczenie?
Te motywy
też są związane ze strachem i wybujałą wyobraźnią. Sporo przebywam na świeżym
powietrzu, dużo jeżdżę rowerem po lesie. W trakcie przejażdżek często myślę o
nowych motywach. Tkwię wtedy dosyć głęboko w świecie wyobraźni. Leśne trzaski
zakradają się do mojej podświadomości i wpływają na mój odbiór rzeczywistości. Łatwo
wtedy w zwykłej gałęzi dostrzec potwora, a w niewinnej sarence drapieżnika.
A co z
seksem, erotyką, wyuzdaniem, perwersją?
Tematyka
seksu była bardziej obecna w moich wcześniejszych pracach. Interesowałam się w
tamtym okresie sztuką kobiecą, która chętnie poruszała kwestie seksu i
cielesności i te fascynacje odbijały się w moich pracach. Byłam zafascynowana
ludzką fizjonomią, wydzielinami, owłosieniem, pryszczami i wszystkim, co się z
ciałem wiąże. Chciałam zgłębić ten temat. Jednocześnie wydawał mi się bardzo
intymny i tę intymność chciałam podkreślić, doczepiając obrazom zasłony. Widz,
żeby zobaczyć obraz, musiał rozpiąć guziczki sweterka, rozsunąć zamek lub
podnieść falbanę. Uczyniłam z widza podglądacza cudzej intymności i zmusiłam do
zmierzenia się z własnym wstydem. Ten aspekt w mojej pracy uważam za bardzo
interesujący i żałuję, że nie mam dokumentacji wyrazu twarzy oglądającego, gdy
ten na przykład rozpiął już sweterek.
W
ostatnich obrazach seksualność i perwersja stały się bardziej podskórne czy
abstrakcyjne, ale nadal są.
W pewnym
sensie zajmuję się teraz malowaniem natury. Jest ona źródłem wielu moich
pomysłów i inspiracji. Seksualność i różne perwersje są częścią natury, dlatego
pojawiają się w obszarze moich malarskich zainteresowań, czasami przypadkowo. Rozlana
plama farby sama układa się w perwersyjny czy seksualny kształt, a ja ją tylko
akceptuję.
Od lat
konsekwentnie rozwijasz swój styl. Jak z obecnej perspektywy postrzegasz te zmiany?
Uważam, że
są pozytywne. Moje prace zmieniają się, bo ja się zmieniam. Dziesięć lat temu
miałam inne zainteresowania i fascynacje. Pociągało mnie coś innego w sztuce. Lubię
od czasu do czasu przejrzeć starsze prace. Są dla mnie ważne i mam dla nich
dużo sentymentu, czasami też podziwu - dla siebie, że byłam taka cierpliwa. Potrafiłam
kilka dni spędzić na monotonnym robieniu na drutach, żeby uzyskać zasłonkę,
która ukryje moje myśli. Do tej pory czuję ból palców, przypominając sobie
żmudne haftowanie na płótnie zagruntowanym i pokrytym grubą warstwą farby. Ostatnio
nawet myślałam, czy nie wykorzystać ponownie własnoręcznie zrobionej zasłonki,
bo idealnie wpisywała się w koncepcję nowego obrazu. Kupiłam nawet wełnę, ale
jednak nie. Jak tylko wzięłam ją do ręki, poczułam, jakbym cofnęła się w
rozwoju i wracała do czegoś, co już dawno minęło. To nie było przyjemne. Wolę
szukać nowych rozwiązań.
Co cię
dzisiaj pociąga i fascynuje w sztuce?
O, różne
rzeczy. Uwielbiam popowe, mocno gadżetowe rzeźby Murakamiego i mroczne prace
Olafa Brzeskiego. Jeśli chodzi o malarstwo, pozostaję wierna Francisowi
Baconowi, choć ostatnio odkryłam bardzo interesującą artystkę. Nazywa się Oda
Jaune. Niestety, nie miałam jeszcze okazji obejrzeć jej prac na żywo, ale w
albumie zrobiły na mnie naprawdę duże wrażenie. Są to głównie akwarele na
papierze, technika bardzo mi bliska. Kartkując album, ma się wrażenie, że to
tradycyjne akwarele przedstawiające sceny rodzajowe. Dopiero po dłuższej chwili
dostrzega się, że coś jest nie tak. Kamień ma zęby, kobieta - skrępowany język,
a mała dziewczynka trzyma w dłoniach ogromną kiełbasę...
Twoje
najnowsze prace też zdają się coraz bardziej surrealistyczne, zmierzają jednak
w drugą stronę, ku abstrakcji.
Czasami ta
abstrakcja to wynik przypadku. Zdarza się, że malując obraz, przesadzam. Chcę
powiedzieć i pokazać za dużo. Praca robi się pełna detali, zanadto dekoracyjna.
Mam ochotę ukryć lub wymazać część tego, co namalowałam. A że technika, której
używam, nie pozwala na błędy i ciągłe poprawki, na pomoc przychodzi mi plama. Lubię
plamy. Czasami wpisuję sobie hasło „plama" w Google i szukam inspiracji. Walczą
też we mnie dwie skłonności - do malarstwa minimalistycznego i do malarstwa
pełnego detali, rozbuchanego. Staram się to jakoś ze sobą połączyć.
Od kilku
lat mówi się o „zmęczonych rzeczywistością" młodych nadrealistach, którzy
mają dosyć popkulturowej codzienności i wolą zaglądać w swoje wnętrze. Janas,
Borowski, Śliwiński, Brzeski, Ziółkowski, Kowalski... Czy zmiany w twojej
sztuce mają coś wspólnego z tą tendencją?
Tematyka
popkulturowa nigdy mnie nie interesowała. Był okres, że moi koledzy skupiali
się na komentowaniu rzeczywistości, ale ja zawsze się od tej
„rzeczywistości" dystansowałam. Chyba od samego początku wolałam „zaglądać
w swoje wnętrze". Co do surrealistycznych tendencji w moich pracach... Dla
mnie każda z nich powstała w wyniku obserwacji natury albo samej siebie. Jeżeli
obrazy wydają się surrealistyczne, to tylko dlatego, że to, co jest wokół nas,
takie właśnie jest.
A co sądzisz
o nowych pracach Jana Jakuba Ziółkowskiego, które od 16 maja mogliśmy oglądać w
zielonogórskim BWA?
Wczoraj
wybrałam się ponownie na wystawę Ziółkowskiego i nadal nie wiem , co o niej
myśleć. Nie podobała mi się konstrukcja, na której zostały zawieszone obrazy. Domyślam
się, że miała służyć wywołaniu u widza poczucia osaczenia i zawrotów głowy. U
mnie pojawiły się przede wszystkim zawroty głowy. Ziółkowski lubi, jak się dużo
dzieje, jakby nie był w stanie znieść pustej przestrzeni. Płótna, które
widziałam kiedyś w Zachęcie, były wypełnione po brzegi tysiącami detali. Prace,
które prezentuje w Zielonej Górze, są bardziej oszczędne w formie, ale zostały
stłoczone w jedną masę, co daje ten sam efekt. Wielka powierzchnia z tysiącami
detali. Taki sposób myślenia nie jest mi bliski. Ja lubię oddech i przestrzeń.
Nie boję się bieli i niezamalowanej powierzchni. W najnowszych pracach
Ziółkowskiego pojawiło się też sporo brudów w kolorze, co nie jest moim
ulubionym zabiegiem plastycznym. Wiele prac pośród tych dwustu, które
zaprezentował w BWA, jest czysto dekoracyjnych, ale jest też kilka, które
wydają mi się interesujące i bliskie, jeśli chodzi o tematykę i sposób
myślenia.
Zdradź
może jeszcze na koniec, co obecnie zaprząta twoją uwagę.
W tej
chwili cała moja uwaga skupia się na przygotowaniach do wakacji i
kilkumiesięcznej podróży na rowerze. Planujemy jechać rowerami wzdłuż Dunaju do
morza Czarnego, a potem z powrotem, może przez Karpaty. Te Karpaty tak mnie
przerażają, że już namalowałam obraz inspirowany tym strachem. Wakacje są dla
mnie zawsze bardzo istotne. Pozwalają mi się odprężyć, zdystansować od tego, co
robię, odświeżyć się i wrócić - mam nadzieję - z nowymi pomysłami.
Dziękuję za rozmowę.