Punctum. Architektura krytyczna. Jarosław Kozakiewicz. Galeria Arsenał, Poznań 2018 ("Szum", nr 20)


Jarosław Kozakiewicz jest wizjonerem, który od ponad 30 lat przekłada język ludzkiego ciała na język architektury. Wejście w architekturę od strony sztuk wizualnych nadało jego projektom wyraźny rys konceptualny. Zdarza się, że bierze on górę nad sferą pragmatyczną i nieintencjonalnie zbliża jego propozycje do ironicznych projektów Krzysztofa Wodiczki, a nawet z założenia niefunkcjonalnych projektów Jerzego Rosołowicza. W przeciwieństwie do nich Kozakiewicz nie odrzuca jednak konstruktywistycznych utopii. Przeciwnie, projektuje poważnie, bo wierzy w architekturę jako narzędzie budowania lepszego świata.
Pomysł, aby dojść do architektury, wychodząc od rzeźby i ludzkich proporcji, nie jest oczywiście nowy. Ma długą tradycję (od Witruwiusza, przez Leonarda da Vinci i Francesca Martiniego, do Le Corbusiera) i w gruncie rzeczy funduje europejskie myślenie o architekturze, ale przynajmniej od kilku dekad jest w praktyce architektonicznej nieobecny. Kozakiewicz świadomie podejmuje tę tradycję i twórczo ją reinterpretuje, zgodnie ze współczesnym ponowoczesnym myśleniem. Po pierwsze, wyraźnie przerzuca akcent z anatomii na fizjologię. Zamiast podkreślać granice ludzkiego ciała, zwraca się ku zmysłom jako miejscom, w których człowiek przełamuje swoją monadyczność i jednoczy się z otoczeniem. Architektura jest w tym ujęciu traktowana jako somatoestetyczny environment, który nie tylko komunikuje ideę, ale także otwiera zmysłowość i pozwala zaspokajać naturalne potrzeby. Po drugie, Kozakiewicz porzuca obiektywność i uniwersalność ludzkiej miary, subiektywizuje ją, indywidualizuje i metaforyzuje, co kieruje jego projekty w stronę form amorficznych, „podwójnie zakodowanych”, o umownym „niekoniecznym” charakterze.

Ten podstawowy w twórczości Kozakiewicza wątek antropologiczny został już dość wyczerpująco opisany, między innymi podczas dużej retrospektywy w Zachęcie w 2017 roku zatytułowanej Zawrót głowy. Warto sięgnąć do wydanej z tej okazji książki Subiektywne mikrokosmologie. Otwarta kilka miesięcy później wystawa w poznańskim Arsenale – skromna, oparta głównie na dokumentacjach w postaci slajdów – może być potraktowana jako appendix do tej retrospektywy. Skoncentrowano się tutaj wokół wątku poznańskiego, który stał się pretekstem do wydobycia krytycznego aspektu twórczości Kozakiewicza.
Centralnym projektem uczyniono Punctum z 2007 roku – alternatywną koncepcję zabudowania części Zamku Przemysława w Poznaniu. Kozakiewicz zaproponował wówczas projekt raczej „bezpieczny”, nawiązujący kształtem do znanych brył modernistycznych, ale zarazem, dzięki pomysłowi dwukondygnacyjnego tarasu, w ciekawy sposób otwierający przestrzeń dla użytkowników. Realizacja projektu nie doszła do skutku, podobnie jak zaprojektowany na zamówienie Wielkopolskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych projekt rewitalizacji parku Drwęskich, który opiera się na pomyśle odseparowania parku od ruchliwej ulicy za pomocą „kurtyny ziemnej”.
Krytyczny rys tych projektów ujawnia się przede wszystkim w zetknięciu z polską polityką historyczną, brakiem myślenia o architekturze miasta w perspektywie budowania obywatelskiej wspólnoty czy z codzienną urzędniczą praktyką zagospodarowywania terenów miejskich. O rewitalizacji myśli się zwykle w kontekście podnoszenia wartości gruntu pod przyszłą sprzedaż prywatnemu inwestorowi, a o historii jako o uświęconym miejscu, w którym zdeponowane są męczeństwo i potęga narodu. Jedyne więc, co przychodzi decydentom do głowy (oczywiście pomijając chęć zysku i pozbycie się problemu), to odbudowa zabytku i przywrócenie mu dawnej świetności, bez jakiejkolwiek refleksji nad negatywnymi konotacjami, jakie niesie ze sobą forma budynku i jego historia.
W tym kontekście Punctum, demokratyzujące zamkowe wzgórze w myśl idei agory, oraz Kurtyna Ziemna, odcinająca możliwość przyszłej zabudowy parku, mają rzeczywiście wymiar krytyczny, mimo że jako projekty architektoniczne są po prostu lekko muśniętymi futurystycznie, nowoczesnymi propozycjami zagospodarowania przestrzeni miejskiej. Okazuje się jednak, że na taką nowoczesność – egalitarną i humanistyczną – nie jesteśmy jeszcze gotowi. Krytyczna wymowa tego projektu została wzmocniona ironiczną (a sądzę, że w perspektywie osobistej autora także gorzką) makietą zamkowej platformy z umieszczonymi na niej miniaturowymi postaciami ludzi, nad którą unosi się naturalnej wielkości biały orzeł. Skojarzenie z patriotyczno-historyczną propagandą, która chętnie kultywuje paternalistyczne rozumienie władzy, wydaje się tutaj jasne. Czy jednak takie projekty jak Punctum mogą być traktowane jako kwintesencja architektury krytycznej?
W polskich realiach, w kontekście powszechnego bałaganu estetycznego i bezrefleksyjnej organizacji przestrzeni, praktycznie każdy przemyślany nowoczesny projekt tworzony z szacunkiem dla przestrzeni i użytkowników nabiera charakteru krytycznego. Szczególnie, gdy zderzymy ze sobą tradycyjny monumentalizm służący władzy i współczesną architekturę przyjmującą za punkt odniesienia potrzeby społeczne. Na tego typu kontrastach wprost bazuje projekt instytutu Rozbrojenia Kultury i Zniesienia Wojen tworzony wraz z Krzysztofem Wodiczką, który w latach 80. i 90. specjalizował się w dekonstrukcji architektury władzy. Instytut, który łączyłby miejsce spędzania wolnego czasu z zachętą do przemyślenia polskiego patriotyzmu w duchu pacyfizmu, miałby stanąć na placu Grobu Nieznanego Żołnierza – symbolu narodowych wojennych narracji. Krytyczny komunikat tego projektu jest jasny ale podobnie jak w przypadku Punctum i Kurtyny Ziemnej oraz prezentowanych także w Arsenale propozycji rewitalizacji ruin pałacu biskupów płockich w Broku, jak też przestrzeni związanej z poznańskim Centrum Designu, jest to krytycyzm operujący na zupełnie podstawowym poziomie, w praktyce sprowadzający się do odzyskania przestrzeni publicznej dla życia codziennego.
To wszystko w perspektywie społecznej znaczy oczywiście bardzo dużo. Jednakże w perspektywie sztuki współczesnej i ogólnokulturowej dyskusji większy potencjał krytyczny mają prace niedające łatwych odpowiedzi, zagadkowe, ujawniające treści ukryte i zmuszające do samodzielnego poszukiwania odpowiedzi. Taki charakter częściej przybierają ekologiczne projekty Kozakiewicza. Ujawnia się w nich architekt-wizjoner, którego zaangażowanie w sprawy świata odbiera mu trzeźwość pragmatycznego osądu i pcha go w stronę myślenia utopijnego. Takie prace, jak obecne także w Arsenale Natura (do) mieszkania (2007), Tardigarda botanica (2009) czy (pokazywany na Wystawie Architektury w Wenecji) Transfer (2006), wymykają się spod kontroli autora i ciążą w stronę absurdalizacji rzeczywistości, a jako takie zaczynają mówić nie wprost, trochę podobnie jak w przypadku „instrumentów ksenologicznych” Krzysztofa Wodiczki.
Czy rzeczywiście chcielibyśmy zostać zamknięci nad Warszawą w klaustrofobicznym tlenowym tunelu, niczym maszyny, bez możliwości zmiany kierunku i szybkiego wycofania się z sytuacji? Projekt Transfer należy do świata, w którym zwyciężyły samochody, a człowiek i jego naturalne potrzeby zostały zepchnięte do sztucznych, biologicznych schronów i innych ciasnych ekologicznych niby-miejsc. Te futurystyczne projekty Kozakiewicza, problematyzujące zresztą sam ekologizm, nie są w gruncie rzeczy propozycjami pozytywnymi (mam przynajmniej nadzieję, że nie będą musiały nimi być), ale krytycznymi ostrzeżeniami. Nie przynoszą zadowalającego rozwiązania problemu, ale ocierając się o absurd, uwypuklają cywilizacyjne zagrożenia i prześlepiane ludzkie potrzeby.
Na koniec muszę powiedzieć słowo o formie ekspozycji. Niestety wystawa w poznańskim Arsenale została potraktowana przez organizatorów w sposób całkowicie transparentny względem prezentowanych treści i zrealizowana przy minimum zaangażowania. Czułem się jak na nudnej prezentacji dla potencjalnych inwestorów bez cateringu (catering był później w Meskalinie, i – nie chcę być uszczypliwy – w przepychu wyraźnie przewyższył formę wystawy). Gdyby nie makieta Punctum z wiszącym nad nią orłem wydrukowanym w technice 3D, mielibyśmy do czynienia jedynie z projekcją opisów prac i ich dokumentacją zdjęciową w postaci slajdów (wyjątek stanowi film Natura (do) mieszkania). Nie ustawiono nawet siedzisk, na których można by usiąść, i te przecież nużące w takiej skali materiały przyswoić. Należy też zauważyć, że zaprezentowano jedynie materiały sprzed lat, wcześniej już przecież pokazywane i udostępniane. Pojawia się więc pytanie o celowość tej ekspozycji. Przede wszystkim szkoda jednak, że wizjonerski poziom architektonicznych projektów Jarosława Kozakiewicza nie zaznaczył się w projekcie samej wystawy.