Muzeum Sztuki w Łodzi przygotowało retrospektywną wystawę twórczości
Krzysztofa Wodiczki, ważnego kontynuatora idei awangardy i prekursora
sztuki krytycznej. Artysta podczas otwarcia, starając się zarysować
perspektywę czasową i zakres prezentowanych prac, w pewien sposób
dystansował się do swojej twórczości, traktując łódzką retrospektywę
jako wystawę zbiorową wielu Wodiczków. Sądzę, że miał na myśli dwóch.
Pierwszego z lat 70. i drugiego, który doszedł do głosu po przełomie w
jego twórczości, pod koniec lat 80.
Wodiczko mówił o tej zmianie w kontekście reinterpretacji pojęcia
awangardy, co w przestrzeni Muzeum Sztuki brzmiało jak głos w dyskusji,
jaka od lat toczy się w Łodzi nad spuścizną awangardy. Pamiętajmy, że
Wodiczko należy do artystów, którzy swoją działalnością zacierają
granicę między praktyką artystyczną a działalnością społeczną. W jego
wypadku zniesienie tej granicy oznacza także zniesienie rozróżnienia na
"proletariat" i artystyczną awangardę. Jego zdaniem zmarginalizowane
grupy społeczne, ze względu na swoją specyficzną społeczną pozycję mają
silny potencjał krytyczny i mogą odegrać istotną rolę w procesie naprawy
świata, a ponieważ są bezpośrednimi beneficjentami "błędów w
zarządzaniu", to właśnie przede wszystkim one w ramach społeczeństwa
spełniają funkcję awangardy. Oczywiście Wodiczko nie wyklucza roli
samych artystów, którzy w przeciwieństwie do tej "funkcjonalnej
awangardy" mają kulturową świadomość procesów dziejowych i wiedzą, że
proletariackie rewolucje same nie zmienią świata na lepsze. Dlatego też
podczas otwarcia wystawy apelował do artystów, by łączyli siły z tymi
grupami, szukali z nimi porozumienia i inicjowali wspólne działania.
Taką rolę wyznacza Wodiczko także własnej praktyce artystycznej.
Symbolicznym przełomem, o którym mówił artysta jest "Pojazd bezdomnych" z
1988 roku, usytuowany nieprzypadkowo w centralnym miejscu ekspozycji
tuż obok słynnego "Pojazdu" z lat 70. Mimo oczywistych podobieństw ten
późniejszy pojazd prezentuje już inne myślenie o sztuce. Lata 70. to dla
Wodiczki czasy artystycznego monologu i autoreferencyjnych odniesień w
ramach awangardy, poszukiwanie odpowiedzi na pytanie o miejsce artysty w
społeczeństwie i rolę sztuki w kulturze. Kontekst dla tych rozważań
wyznaczały reinterpretacje konstruktywizmu i funkcjonalizmu, ironiczne
odniesienia do ich oficjalnych "rządowych" wersji i intuicyjne
poszukiwania pierwotnych krytyczno-analitycznych motywacji tkwiących u
podstaw pracy takich artystów, jak Rodczenko. Te wczesne rozważania i
realizacje doprowadziły Wodiczkę do podjęcia wiążących decyzji
dotyczących wyjścia w przestrzeń społeczną, wzięcia na siebie, artystę,
odpowiedzialności za innych ludzi i związania swojej pracy z
działalnością na rzecz domeny publicznej. Symboliczną w tym kontekście
pracą może być antycypujący przyszłą aktywność artysty "Instrument
osobisty" z 1969 roku, który otwiera ekspozycję w MS2.
W latach 80. Wodiczko zainteresował się projekcjami publicznymi, których
spory wybór w postaci dokumentacji możemy zobaczyć w Łodzi. Ten okres w
jego twórczości to myślenie bliskie Szkole Frankfurckiej i ideom
Michela Foucault, zainteresowanie mechanizmami władzy, dyscyplinującą
funkcją architektury i zapisanym w niej kodem nierówności i hierarchii.
Wodiczko interweniuje w ważne monumentalne światowe budynki i pomniki,
"ucieleśnia" ich społeczne znaczenie, a poprzez gesty ciała dokonuje
dekonstrukcji ich nominalnych funkcji, ujawniając hipokryzję, zapisany w
nich język władzy, dominacji i chciwości. Projekcje z pierwszej połowy
lat 80. mają jeszcze charakter fenomenologiczny, bądź, jak mówi sam
artysta, "fenomeno-ideologiczny", ale w połowie lat 80. zaczyna już za
ich pomocą aktywnie reagować na bieżące wydarzenia społeczno-polityczne,
dotykając przede wszystkim problemów polityki zbrojeniowej i demontażu
państwa socjalnego, ale także sposobów funkcjonowania urynkowionych
instytucji sztuki.
Koniec lat 80. to w twórczości Wodiczki wspomniany wyżej przełom.
Inspiruje go filozofia dialogiczna, przede wszystkim myśl etyczna
Emmanuela Levinasa, rozważania na temat sprawiedliwości społecznej i
możliwość uczynienia z niej realnego pomostu między etyką a polityką. To
zarazem w pewnym sensie moment zejścia z mównicy i umożliwienie innym
przemówienia własnym głosem. Jeśli potraktować łódzką retrospektywę
Wodiczki jako wystawę zbiorową, to przede wszystkim właśnie z tego
powodu. Artysta włącza w proces twórczy ludzi ze zmarginalizowanych grup
społecznych: bezdomnych, imigrantów, weteranów wojennych, ofiary
przemocy, ale także cały szereg pośredników, jakimi są pracownicy
społeczni, aktywiści, psychoterapeuci, zaangażowani prawnicy, kuratorzy,
specjalistyczni technicy, a także same instytucje. Wszyscy oni włączeni
zostają w działania artysty, ale też sami zaczynają za pomocą jego prac
oddziaływać na innych.
W Łodzi możemy zobaczyć spory wybór prac realizowanych we współpracy z
różnymi zmarginalizowanymi grupami. Początkowo byli to przede wszystkim
bezdomni, ale szybko okazało się, że spora ich część to imigranci, a w
takich miejscach, jak Denver, także weterani wojenni. W związku z tym
Wodiczko kieruje swoją uwagę także bezpośrednio w stronę tych
konkretnych grup. Najpierw podejmuje problem imigrantów, o których m.in.
za Julią Kristelevą zaczyna myśleć w ramach szerszej psychokulturowej
kategorii Obcych, czy Innych. To uogólnienie poszerza wymowę jego prac i
pozwala traktować je także jako pojemne metafory opisujące naszą
wspólną kondycję w społeczeństwach (po)nowoczesnych. W latach 90.
artysta tworzy serię tzw. "instrumentów ksenologicznych". Bezpośrednio w
kontekście represyjnej polityki wobec imigrantów we Francji powstaje
"Laska tułacza" (1994) i "Rzecznik obcego" (1993), a kilka lat później
zaawansowana technologicznie "Egida" (1998), służąca Obcemu do
dekonstruowania swojej tożsamości.
Wszystkie te instrumenty mają specyficzny, przewrotny charakter. Na
pierwszy rzut oka wyglądają na prototypy dziwnych urządzeń
zaprojektowanych przez szalonego naukowca, który przy wykorzystaniu
nowoczesnej technologii zmierza do rozwiązania konkretnych, ale
marginalnych problemów. Tutaj jednak nie chodzi o rozwiązywanie
jednostkowych problemów, ale o uwypuklanie, nagłaśnianie, manifestowanie
usuwanych z pola widzenia społecznych potrzeb, na które są odpowiedzią.
Wodiczko proponuje swoimi urządzeniami ponowoczesną wersję
konstruktywizmu, czy szerzej, funkcjonalizmu, którą określa jako
"projektowanie interrogatywne", bądź bardziej wymownie, jako
"skandalizujący funkcjonalizm". Zgodnie z tym myśleniem łączącym
projektowanie użytkowe z zaangażowaniem moralnym, funkcjonalizm powinien
projektować rozwiązania problemów, których istnienie jest z etycznego
punktu widzenia społecznym i politycznym skandalem. Celem jest tutaj
zniesienie potrzeby istnienia tego typu projektów. Wodiczko proponuje
więc urządzenia, które mimo technologicznego zaawansowania wyglądają na
absurdalne, ponieważ z punktu widzenia ideałów, jakie przyświecają
naszej cywilizacji, nie powinny w ogóle istnieć, a zarazem zdają się być
ironiczne, ponieważ uwypuklają to, co oczywiste, a o czym jako
społeczeństwo neurotyczne nie chcemy pamiętać.
Od 1996 roku Wodiczko zaczyna łączyć oddziałujące w skali masowej
monumentalne projekcje publiczne ze społeczną funkcją wspomnianych wyżej
"Instrumentów". W ten sposób powstaje seria projekcji z wykorzystaniem
ruchomego obrazu i dźwięku, o bezpośredniej wymowie i silnie
emocjonalnym charakterze, czasem wzmocnionych jeszcze elementem
performatywnym. Zasada projekcji jest zawsze ta sama: upokorzeni,
skrzywdzeni, zmarginalizowani opowiadają publicznie swoje historie, a
ich dłonie, twarze i inne elementy ciała powiększone do rozmiarów
architektonicznych przemawiają wraz z ich głosem do setek ludzi w
nieprzypadkowych, często przewrotnie wybranych ważnych miejscach
miejskiej przestrzeni. W MS2 dzięki filmowym dokumentacjom możemy wziąć
udział w kilku takich projekcjach, m.in. w projekcji w Hiroszimie
(1999), gdzie na tle kopuły Bomby Atomowej o swoich doświadczeniach
opowiadają ofiary wybuchu oraz w performatywnej projekcji w Tijuanie
(2001), gdzie o swoich traumatycznych przeżyciach opowiadają
meksykańskie kobiety.
Stałym ważnym tematem, który zdecydowanie dominuje w twórczości Wodiczki
w ostatnim dziesięcioleciu jest pamięć zbiorowa, problem wojny i jej
ofiar. Spośród jego ostatnich prac zaprezentowano w Łodzi m.in.
projekcję dotyczącą weteranów wojennych (2012), która ożywiła pomnik
Abrahama Lincolna w Nowym Jorku wizerunkami i głosami uczestnikami wojen
w Wietnamie, Iraku i Afganistanie, dokumentacje z projekcji tekstowych w
przestrzeni publicznej wykonywanych z zaadoptowanego w tym celu
prawdziwego pojazdu wojennego (2008-2013), projekt przekształcenia Łuku
Triumfalnego w monumentalną instytucję na rzecz powstrzymania wojen
(2010), instalację multimedialną "...Out of Here: The Veterans Project"
(2009-2011), pozwalającą przeżyć na własnej skórze namiastkę wstrząsu,
jakiego doświadczają uczestnicy działań wojennych, a także pracę
najnowszą, ukończony tuż przed łódzką retrospektywą "Hełm weterana"
(2015), będący psychokulturowym instrumentem dla cierpiących na objawy
stresu bojowego, który służyć ma weteranom wojennym w pewniejszym
poruszaniu się w przestrzeni miejskiej.
Prace Wodiczki po roku 2000 kontynuują myślenie o sztuce wypracowane w
latach 80/90, wydają się być jednak mniej przewrotne, mniej ironiczne i
metaforyczne. Być może artysta, mając świadomość coraz szybciej
upływającego czasu, a zarazem czując nie mniejszą niż przed laty
odpowiedzialność za losy upokorzonych w nadal skandalicznie
nieprzyjaznym świecie, staje się bardziej niecierpliwy, bezpośredni,
emocjonalny i pragmatyczny. Autoreferencyjne odniesienia, subtelna
ironia czy wielopoziomowe gry znaczeń są pożądane na gruncie sztuki, ale
przecież niekoniecznie najbardziej skuteczne w czynieniu świata
bardziej dla człowieka przyjaznym.
Starannie przemyślana łódzka wystawa świetnie wykorzystuje niedużą przestrzeń zaadoptowaną do prezentacji różnorodnych prac, od szkiców projektowych i dokumentacji fotograficznych, przez obiekty i projekcje wideo, po całe instalacje przestrzenne. Warto też docenić przygotowany przez kuratorkę Bożenę Czubak imponujący katalog, który można chyba uznać za najbardziej obszerny obecnie przewodnik po twórczości artysty. Nieco muzealny charakter całości zupełnie nie przeszkadza intelektualnemu i emocjonalnemu zaangażowaniu w prezentowane problemy, a sam artysta jawi się jako niezmiennie aktywny, bezkompromisowy i odważny wizjoner, który stworzył w sztuce własny język łączący projektowanie przemysłowe i modernistyczny funkcjonalizm ze społeczno-polityczną krytyką i ponowoczesnym zwrotem etycznym, a zarazem na własnych warunkach zniósł granice między sztuką a życiem.
Myślę, że warto, by wystawa w MS2 stała się punktem wyjścia do kolejnej interwencji Wodiczki w przestrzeń publiczną. Łódzkie sprzeczności, w tym bezpośredni kontekst społeczny, w jakim znajduje się Muzeum Sztuki, sam w sobie stanowiący już metaforę obecnej kondycji zachodniej cywilizacji, dla takiego artysty, jak Wodiczko może być wartym podjęcia wyzwaniem. Miejmy nadzieję, że po ukończeniu pracy z weteranami wojennymi artysta podejmie zagadnienia, które nie zostały jeszcze dobrze rozpoznane w publicznym dyskursie, jak problemy bezdomnych, imigrantów czy weteranów wojennych. Mam na myśli prekariuszy, ideologię konsumeryzmu, miękką przemoc opartą na uwodzeniu oraz nowe formy nierówności społecznych oparte o nowe kategorie pożądanych dóbr.
"Krzysztof Wodiczko. Na rzecz domeny publicznej", Muzeum Sztuki, Łódź, 26.06-13.09.2015
Tekst dla Obiegu (lipiec 2015)