Rekonstrukcja modelu współczesnej rzeczywistości społecznej przedstawionego przez Zygmunta Baumana w książce Płynna nowoczesność ("Szkice humanistyczne", 2/2008, s. 79)





w: Szkice humanistyczne, 2/2008, s. 79.

Zygmunt Bauman jest od wielu już lat bardzo popularnym autorem książek z dziedziny socjologii teoretycznej, balansujących na pograniczu eseju i literatury. Wydania jego prac rozchodzą się błyskawicznie, często bywają wznawiane, a te pochodzące z lat 80 i 90 XX wieku są trudno dostępne i osiągają na aukcjach internetowych wysokie ceny. Na popularność Baumana, wykraczającą daleko poza akademickie kręgi, składają się zapewne dwie zasadnicze cechy jego twórczości: konsekwentnie utrzymywana „nie-akademicka” forma, którą potrafi przekonująco merytorycznie uzasadnić oraz niezwykle stymulująca intelektualnie i bliska doświadczeniom współczesnego człowieka treść jego prac, która poraża nie tyle oryginalnością idei, ile przenikliwością analiz i tworzeniem/odnajdywaniem zaskakujących, a zarazem trafnych, jak się wydaje, relacji między obserwowanymi zjawiskami.
Twórczość Baumana można podzielić na dwa wyraźne okresy. Pierwszy przypada na lata pracy na Uniwersytecie Warszawskim i związany jest z marksistowskim myśleniem o rzeczywistości społecznej. Drugi zaczyna kształtować się po objęciu katedry socjologii na Uniwersytecie w Leeds w Anglii w 1971 roku, związany jest z „myśleniem krytycznym”, hermeneutyką i tradycją szkoły frankfurckiej oraz oscyluje wokół antyoświeceniowej myśli postmodernistycznej.
Przedmiotem zainteresowania i licznych komentarzy jest oczywiście drugi okres jego twórczości, który wydaje się z obecnej perspektywy różnicować na dwa mniejsze okresy. Pierwszy, bardziej filozoficzny, budujący teoretyczne fundamenty, bliższy myśli antyoświeceniowej, postmodernistycznej, dialogicznej i egzystencjalistycznej, bardziej zainteresowany konkretnym człowiekiem i jego doświadczeniem (m.in. Śmierć i nieśmiertelność, Nowoczesność i zagłada, Wieloznaczność nowoczesna nowoczesność wieloznaczna, Etyka ponowoczesna, Ponowoczesność jako źródło cierpień). Drugi, oparty na wypracowanych fundamentach, jest bardziej socjologiczny, zwrócony głównie w stronę problemów sfery publicznej, wspólnoty, społeczeństwa, geopolityki  (m.in. Razem Osobno, Życie na przemiał, Społeczeństwo w stanie oblężenia, Europa niedokończona przygoda, Praca, konsumeryzm i nowi ubodzy). Cała twórczość Baumana z tego drugiego, „angielskiego” okresu, wydaje się być jednak spójna, konsekwentna, opowiadająca o tej samej rzeczywistości, czy też budująca ten sam model. Różnice polegają na różnym rozłożeniu akcentów, na skierowaniu uwagi na nieco inne elementy tej samej rzeczywistości, na zagęszczaniu modelu w innych miejscach.
W centrum zainteresowania uprawianej przez Baumana socjologii leży „indywidualna świadomość” i „indywidualne rozumienie świata”, względnie, z uwagi na cele badawcze, „rozumienie świata” jakiejś wyodrębnionej zbiorowości ludzkiej. Owo „indywidualne rozumienie świata” będzie przy tym zarówno punktem wyjścia socjologii dla zrozumienia społecznych i kulturowych zjawisk, jak i jej punktem dojścia, w tym sensie, że reinterpretować będzie ona dla poszczególnych indywiduów ich własne doświadczenie, a więc będzie „przekładać na język ludzkiego doświadczenia” mechanizmy, prawidłowości i zależności rozpoznane w badanych zjawiskach.
Naprzeciw tak rozumianej socjologii wychodzi „hermeneutyka socjologiczna”, która jest Baumana deklarowaną metodą badawczą. Polega ona, jak pisze autor, na „tłumaczeniu zjawisk społecznych jako strategii ludzkich podejmowanych w doświadczanych w określonym miejscu i czasie warunkach”[1], na „interpretacji rozmaitych odmian myśli jako strategii działania poczętych ze zborowego doświadczenia jej autorów”[2]. Ponieważ zaś same „strategie działania” są już „laicką” interpretacją doświadczenia, zatem hermeneutyka socjologiczna będzie „nieustającym dialogiem między interpretacjami”[3]. Taka socjologia badać będzie społeczne i kulturowe zjawiska jako wynik określonych strategii działania zrodzonych z określonego indywidualnego bądź zbiorowego doświadczenia.
Książka Płynna nowoczesność (Liquid Modernity)[4], wydana w Polsce stosukowo późno (sześć lat po wydaniu oryginalnym), okazuje się być pracą niezwykle ważną, niemal programową, syntetyzującą myśl Baumana z obecnego, „bardziej socjologicznego” okresu jego twórczości. Znajdziemy w niej większość wątków rozwijanych już wcześniej, albo rozwiniętych później w osobnych pracach, podanych w zwartej, przejrzystej i skonceptualizowanej formie: próba odsłonięcia istoty nowoczesności i ponowoczesności; problem relacji między indywidualnym doświadczeniem człowieka a globalną gospodarką, polityką i zjawiskami społecznymi w skali makro; związek globalnego kapitału, państwa narodowego i siły roboczej; problem relacji międzyludzkich, indywidualnej wolności i odpowiedzialności w społeczeństwie konsumpcyjnym; problem wspólnoty i tożsamości; rola socjologii we współczesnym świecie.

Żyjemy w czasach płynnej nowoczesności

Jedną z podstawowych ram pojęciowych, jakimi posługuje się Bauman w myśleniu o dziejach kultury Zachodu, powszechnie z resztą dzisiaj używaną przez socjologów i filozofów kultury, jest podział dziejów na trzy okresy: przednowoczesność, nowoczesność i ponowoczesność. Dwa pierwsze okresy stanowią dla Baumana niezbędny punkt odniesienia i kontekst dla refleksji nad okresem trzecim, którego jesteśmy dzisiaj, jak twierdzi, bezpośrednimi świadkami i twórcami. Przy czym szczególnie eksponuje on opozycję nowoczesność/ponowoczesność, która wydaje się posiadać dla niego decydującą wartość eksplanacyjną.
W książce Płynna nowoczesność Bauman zastępuje wprowadzony przez siebie i powszechnie przyjęty w literaturze termin „ponowoczesność” pojęciem „płynnej nowoczesności”. Oba terminy dotyczą tego samego zbioru zjawisk, denotują ten sam desygnat – zapewnia autor. Dlaczego zatem dokonuje on zmiany zupełnie kluczowego dla siebie terminu? Jak sam wyjaśnia, po pierwsze termin „ponowoczesność” nie spełnił swojej funkcji jako termin dystansujący go od „postmodernizmu”, do którego kręgu, jak nieraz podkreśla, nie zamierza się zaliczać. Po drugie „ponowoczesność” stała się z czasem w literaturze „terminem-workiem” obejmującym bardzo różne procesy obserwowane w zmieniającym się społeczeństwie, a zatem straciła swoją wartość eksplanacyjną. Po trzecie wreszcie „ponowoczesność” sugeruje, że nowoczesność już się dokonała, a teraz żyjemy w epoce, która nastąpiła po nowoczesności – co jest oczywistą nieprawdą, twierdzi Bauman[5]. Społeczeństwo, które wkracza w XXI wiek nie jest wcale mniej nowoczesne od społeczeństwa, które wkraczało w XX wiek, ponieważ nadal posiada cechę, która odróżnia je od wszystkich pozostałych form współżycia społecznego: kompulsywne i obsesyjne, wiecznie niedokończone pragnienie modernizacji – pisze Bauman (45)[6]. Obecna faza nowoczesności    nabrała jednak dodatkowo nowych cech, a innym nadała własne nowe znaczenie. W tym kontekście termin „płynna nowoczesność” uwzględnia zarówno „element kontynuacji (roztapianie, wykorzenianie), jak i jej braku (brak zestalania tego, co zostało roztopione, i zakorzeniania tego, co zostało wykorzenione)” – uważa autor[7].

Zmiana podstawowego terminu wydaje się być także symptomem pewnych zmian w samej intelektualnej postawie Baumana i zapowiadać przejście w nową fazę twórczości – bardziej jeszcze zdystansowaną wobec postmodernizmu, częściej pozytywnie oceniającą nowoczesność, bardziej nieufną wobec płynnej nowoczesności, mocniej zaangażowaną w problemy społeczne z wyczuwalnym posmakiem misji, jaką spełnić może i powinna uprawiana przez niego socjologia.    

Dlaczego autor wybrał właśnie pojęcie „płynności” jako określające obecną fazę nowoczesności? Jego zdaniem „płynność” albo „ciekłość” cieczy i gazów, które w przeciwieństwie do ciał „stałych”, z trudnością zachowują swój kształt, uznać można za trafną metaforę, oddającą istotę obecnej fazy w historii nowoczesności (7). Bauman posługuje się jeszcze wieloma innymi określeniami-opozycjami (odpowiadającymi opozycji nowoczesność/ponowoczesność), które mają przybliżyć istotę tej fazy nowoczesności: „ciężka” – „lekka”, „twarda” – „krucha”, „zwarta” – „rozproszona”, „systemowa” – „sieciowa”, „osiadły” – „koczowniczy”. Oczywiście nowoczesność od samego początku, z istoty swej niejako, polegała na „roztapianiu” zastanych form przednowoczesnej przeszłości (tradycyjne postawy lojalnościowe, prawa zwyczajowe i zobowiązania etyczne). Być nowoczesnym, to „wykraczać ciągle poza siebie, znajdować się w stanie nieprzerwanej transgresji” – pisze Bauman (45). Ale celem „roztopienia” zastanych form nie było ostateczne pozbycie się tego, co „stałe”, ale przygotowanie miejsca dla jeszcze trwalszych, „nowych, ulepszonych ciał stałych”, które czyniąc świat przewidywalnym i godnym zaufania, pozwoliłyby osiągnąć stan doskonałości – sprawiedliwe, wolne od konfliktów i szczęśliwe społeczeństwo – pisze autor (8).

W „płynnej” fazie nowoczesności natomiast, mamy do czynienia z upadkiem tego podstawowego nowoczesnego złudzenia: wiary w istnienie „osiągalnego celu historycznych przemian”, w osiągnięcie „idealnego ładu społecznego” i w „całkowite opanowanie przyszłości” (46). Doszło zarazem do deregulacji i prywatyzacji zadań i obowiązków związanych z modernizacją. „Stałą” nowoczesność cechowała centralizacja władzy, w „płynnej” nowoczesności emancypacja pozostawiona została w rękach zwykłych ludzi, którzy wybierając z wielości i różnorodności ofert, na własnych barkach nieść muszą główny ciężar nieustannej modernizacji oraz odpowiedzialność za jej powodzenie (46-47). Postęp nie jest więc już narzędziem osiągnięcia doskonałości w rękach „sztabu dowodzącego”, ale „nieustannym i nie kończącym się nigdy wyzwaniem, koniecznością i istotą ludzkiej kondycji” (209). W efekcie mamy dziś do czynienia ze zindywidualizowaną i sprywatyzowaną wersją nowoczesności – twierdzi Bauman (14).

Jeśli mielibyśmy w ogromnym skrócie naszkicować baumanowski obraz świata płynnej nowoczesności, to mógłby on wyglądać w taki oto sposób: Jest to świat pozbawiony ostatecznych instancji prawodawczych, ogarniających całość i biorących odpowiedzialność za swoje decyzje. Niewiele rzeczy wiadomych jest z góry, a jeszcze mniej ma nieodwołalny charakter. Niewiele w nim ostatecznych niepowodzeń i nieodwracalnych klęsk, ale też żadne zwycięstwo nie jest zwycięstwem ostatecznym. Świat ten przypomina nieskończony zbiór możliwości, niezliczoną ilość propozycji, szans i okazji – aktualnych lub przegapionych, których żadne pojedyncze życie ludzkie nie zdoła poznać czy zrealizować (95). Możliwości te, jako nieograniczone, są zarazem płynne i ulotne, opatrzone datą przydatności do użytku, aby nie utrudniały dostępu do innych możliwości. W świecie tym panuje więc permanentny stan nieostateczności, niekompletności i niedookreślenia. Brak jednoznacznie ustalonych reguł powoduje, że rządzą w nim nie normatywne przepisy, ale pokusy, pragnienia i ulotne zachcianki, których nie można zaspokoić (118). Tym bardziej, że czas przestaje mieć znaczenie, a tym samym przestaje nadawać wartość przestrzeni. Przeszłość jako tradycja ani przyszłość jako wiara nie istnieją. Pozostają tylko „chwile” (183). „Racjonalny wybór” oznacza więc dążenie do zaspokojenia bez ponoszenia odpowiedzialności za konsekwencje wyboru (200). Najważniejszym czynnikiem stratyfikacji społecznej i hierarchizacji władzy stała się zaś szybkość ruchu (234), mobilność, łatwość zrywania zobowiązań i brak odpowiedzialności. W takim świecie nie ma miejsca na „dystans, refleksję, ciągłość i tradycję” – pisze Bauman (248), a większość tradycyjnych sposobów radzenia sobie z życiem traci swą użyteczność (200).   

Indywidualizacja jako los, tożsamość jako zadanie


Wśród podstawowych dla Baumana pojęć używanych w opisie nowoczesności, pojęcie indywidualizacji (emancypacji, która doprowadziła do wyłonienia się jednostki) wydaje się być zupełnie kluczowe dla zrozumienia ludzkiej kondycji w tej fazie rozwoju kultury Zachodu. Pod pojęciem „indywidualizacji” rozumie on „przemianę ludzkiej <tożsamości> z <danej> w <zadaną> i obarczenie jednostek odpowiedzialnością za realizację zadania oraz za wszelkie konsekwencje (i skutki uboczne) tej realizacji” (50). Oznacza to, że nowoczesne społeczeństwo nie oferuje już tożsamości „wrodzonej”, ale zmusza każdą jednostkę do samookreślenia własnej pozycji społecznej (50). „Życie nowoczesnego człowieka nie jest mu dane, ale zadane” – pisze Bauman (209). O ile więc „wykorzenienie” (pozbawienie dotychczasowej tożsamości) można traktować jako „społecznie usankcjonowany los”, o tyle powtórne „zakorzenienie” traktuje się już jako zadanie należące do poszczególnych jednostek (51).

Oczywiście dostęp do środków skutecznego samookreślenia się od samego początku tak rozumianego procesu indywidualizacji był nierówny, stąd jego skutkiem ubocznym – pisze Bauman parafrazując K. Marksa – były podziały klasowe, które zastąpiły dotychczasowy podział na stany (51). Klasy, do których przynależność, w przeciwieństwie do dziedzicznej przynależności stanowej, przynajmniej teoretycznie, należało sobie wypracować, różniły się liczbą oferowanych modeli życia i zakresem ich dostępności. Stąd też ludzie znajdujący się w dolnych warstwach hierarchii społecznej rekompensowali sobie indywidualną słabość w realizowaniu własnej tożsamości zaangażowaniem w zbiorowe działania, które przybierały charakter walki o „wspólny interes”, rozumiany jako suma indywidualnych problemów – pisze autor (52).

Jego zdaniem w czasach „klasycznej” nowoczesności z samą tożsamością jednak problemu nie było, bowiem klasa i płeć kulturowa czekały już na jednostkę niczym gotowe grządki, fatycznie nie gorzej determinujące jej szanse życiowe, niż przednowoczesne poprzedniczki. „Zadanie, przed którym stanęły wolne jednostki, polegało na tym, aby swą świeżo otrzymaną wolność wykorzystać do odszukania właściwej przegródki i usadowienia się w niej dzięki skrupulatnemu przestrzeganiu zasad i norm postępowania uznawanych za stosowne i właściwe dla tego miejsca” – pisze Bauman (13). Tutaj właśnie, jego zdaniem, przebiega zasadnicza różnica między „indywidualizacją” wczesnej nowoczesności, a „indywidualizacją” jej obecnej, „płynnej” fazy.

Dzisiaj bowiem niemal zupełnie brakuje gotowych pozycji do zajęcia przez wykorzenione jednostki, a te miejsca, które taką rolę mają spełniać, zazwyczaj okazują się kruche i szybko ulegają rozpadowi – pisze Bauman (53). Jedyne oparcie dla indywidualnych tożsamości leży teraz w determinacji samych zainteresowanych (267), nie ma dziś tożsamości poza tożsamością samodzielnie stworzoną (277). W baumanowskim modelu czasów płynnej nowoczesności życie poszczególnych jednostek zostało oddane im w zupełne władanie. Teraz same, na własną rękę, w obliczu całkowitej niepewności i pełnej odpowiedzialności za konsekwencje swoich działań, muszą kształtować swoje życie.

Aby jednak móc projektować i kontrolować własną przyszłość, trzeba panować nad własną teraźniejszością. Rzecz w tym, pisze Bauman, że owa kontrola w czasach płynnej nowoczesności jest niepewna, a zazwyczaj w ogóle nie istnieje (210). U podstaw tej niepewności leżą zaś czynniki należące do sfery globalnej ekonomii, polityki i socjologii, które przez jednostkę nie są uświadamiane i nie dają się kontrolować. Tym bardziej, co wielokrotnie powtarza Bauman w swoich pracach, że „nie ma indywidualnych rozwiązań dla systemowych sprzeczności”. Dlatego też, niepewność losu staje się zarazem „potężną siłą indywidualizującą”. Wobec nieprzewidywalnych i wybiórczych uderzeń „losu” bowiem, pojęcie „wspólnego interesu” staje się coraz bardziej mgliste i traci wszelką pragmatyczną wartość (230).

Indywidualizacja ta nie jest dzisiaj kwestią wyboru, ale losem człowieka – twierdzi Bauman. Przy czym, co często podkreśla i co napawa go szczególnym niepokojem, poszerza się nieustannie przepaść między „indywidualnością jako nieuchronnym losem”, tzn. danym z góry, niezależnym od woli jednostki prawem do stanowienia o własnym losie (autonomia de iure), a „indywidualnością jako praktyczną i realną zdolnością do samorealizacji”, a więc zdolnością sprawowania kontroli nad warunkami społecznymi, które umożliwiają lub przekreślają zdolność samostanowienia (autonomia de facto) (54). Jest to, jak pisze Bauman, główna sprzeczność płynnej nowoczesności, której „będziemy musieli się nauczyć wspólne stawić czoło” (59).

Wbrew pozorom w czasach „płynności” nie doszło do spadku zapotrzebowania i likwidacji funkcji autorytetu, który stanowiłby drogowskaz dla ludzkich wyborów, wręcz przeciwnie – powie Bauman. Pojawiła się jednak sytuacja, w której współistnieje wiele autorytetów, a ponieważ, w przeciwieństwie do fałszu, prawda jest jedna, wielość autorytetów okazuje się być wewnętrzną sprzecznością. Autorytety, wykluczając się wzajemnie, tracą swoją funkcjonalność, a jedynym skutecznym autorytetem okazuje się w tej sytuacji sama jednostka, która musi dokonać wyboru między różnymi propozycjami, i na której barkach spoczywa odpowiedzialność za konsekwencje wyboru (98).

Same autorytety zaś zamiast wydawać polecenia, przypochlebiają się, kuszą i uwodzą tych, którzy dokonują wyborów (99). Jeśli nawet zyskają zainteresowanie, to są traktowane raczej jako doradcy niż przywódcy, a więc zamiast podążać za nimi w posłuchu, wynajmuje się je lub zwalnia w zależności od potrzeb (99/100). Co ważne dla dyskusji nad sferą publiczną, której Bauman poświęca ostatnio sporo miejsca, przywódca to ktoś, kto przekłada dobro jednostki na dobro wspólne, doradca zaś służy jedynie prywatnym troskom, pokazując co jednostki mogą zrobić każde z osobna same dla siebie, a nie co mogłyby osiągnąć, gdyby połączyły swe siły i działały wspólnie. 

Skoro każdy człowiek musi radzić sobie indywidualnie z własnymi kłopotami, które nie sumują się we „wspólne zadanie” do wykonania, to ludzie oczekują od autorytetów przede wszystkim przykładu, który pokazałby im, w jaki sposób ich bliźni postawieni przed podobnym problemem, radzą sobie z jego rozwiązaniem (102). „Patrząc na doświadczenia innych liczymy, że odkryjemy i zlokalizujemy przyczyny kłopotów wywołujących nasze nieszczęścia, że nazwiemy je, a tym samym dowiemy się, gdzie szukać sposobów radzenia sobie z nimi” – pisze Bauman (102). Taki przykład-autorytet przyciąga nowych naśladowców, ale zarazem to właśnie liczba naśladowców stwarza jego autorytet, czy też raczej zastępuje go, bo przecież to przykład, a nie sam autorytet liczy się najbardziej (104).

Aby jednak poszczególne jednostki mogły odszukać rozwiązania własnych problemów w cudzych doświadczeniach, potrzebna jest ogólna dostępność przykładów-autorytetów. W ten sposób prywatne sprawy poszczególnych jednostek, za pośrednictwem chociażby telewizyjnych talk-show, wkraczają w przestrzeń publiczną (106). Dzięki ich publicznemu wyeksponowaniu jednostka nie tylko otrzymuje przykład, ale także, doznając łaski odpuszczenia grzechów, inwentaryzuje własne sumienie. To bowiem co inni opowiadają przy aplauzie tysięcy widzów nie może jemu przynosić wstydu i hańby. Zalegitymizowanie publicznego dyskursu o sprawach prywatnych, zaznacza Bauman, nie oznacza jednak wcale, że sprawy prywatne zmieniają się w sprawy publiczne (107). Omawia się je właśnie ze względu na ich prywatny charakter, a ich publiczne wyeksponowanie wzmacnia tylko ich status.

Rozpad sfery publicznej i nowe zadanie teorii krytycznej


Próbując scharakteryzować wczesną, „stałą” formę nowoczesności, Bauman podkreśla zazwyczaj jej silną tendencję do zaprowadzaniu ładu i jej „wrodzoną skłonność do totalitaryzmu” – „społeczeństwa wszechogarniającej, obowiązkowej i przymusowej homogenizacji” (40). Tak modelowana nowoczesność jest „zaprzysięgłym wrogiem przygodności, wieloznaczności, niesforności i ekscentryczności”, stąd jej pierwszymi ofiarami, pisze autor, paść miały indywidualna wolność i autonomia (41).  Jako symbole tej fazy nowoczesności wskazuje on: fabrykę fordowską (87), biurokrację, panopticon, wielkiego brata i obóz koncentracyjny. Najpełniejszym, kanonicznym wyrazem obaw towarzyszących tej fazie nowoczesności były zaś dwie antyutopijne wizje: Rok 1984 George’a Orwella oraz Nowy wspaniały świat Aldousa Huxleya, które, pomimo uderzających różnic, łączyła zapowiedź świata ściśle kontrolowanego przez nieliczną elitę, w którym indywidualna wolność jest nie tylko zupełnie zredukowana, ale aktywnie przez ludzi odrzucana.

W takiej sytuacji celem teorii krytycznej (tzn. takiego sposobu uprawiania socjologii, który dba o to, aby „nieskończony i niewyczerpany potencjał tkwiący w ludziach mógł się swobodnie objawiać”[8]) było usunięcie totalitarnych skłonności państwa i społeczeństwa, sprzeciw wobec wszelkich projektów doskonałego ładu, narzuconych wbrew woli ludzi objętych owymi projektami, obrona autonomii, wolności wyboru, godności człowieka oraz jego prawa do wolności (42). W teorii krytycznej tkwiło zawsze założenie, pisze Bauman, że wszelkie społeczne niebezpieczeństwa pochodzą ze „sfery publicznej”, zawsze gotowej do inwazji i kolonizowania tego, co „prywatne”, „subiektywne”, indywidualne”. Lekceważono i pomijano natomiast, twierdzi autor, możliwość odwrotną, zagrożenie sfery publicznej przez to, co prywatne (79). Zauważmy przy tym, że to „anarchistyczne” podejrzenie i nieufność teorii krytycznych wobec każdej władzy, zastąpione jest u Bauman podejrzliwością i nieufnością wobec globalnego kapitału, którego władza wzrasta dzisiaj, jak twierdzi, kosztem państwa narodowego.  

Konsekwencją „płynno-nowoczesnego” procesu indywidualizacji jest, zdaniem Baumana, właśnie korozja i powolny rozpad idei obywatelstwa. Obywatel, przypomina autor, to ktoś, kto wiąże własną pomyślność z pomyślnością polis, jednostka zaś, która zdominowała współczesne społeczeństwa zachodu, odnosi się nieufnie do „wspólnego dobra” widząc w nim raczej ograniczenie swobody realizowania własnych, prywatnych interesów (56/57). W takim społeczeństwie prywatne sprawy poszczególnych jednostek stają się o wiele ważniejsze od spraw publicznych, które zaczynają wycofywać się z przestrzeni publicznej.

To, co „publiczne”, pisze Bauman, zostaje skolonizowane przez indywidualne, prywatne troski i problemy jednostek, a więc przez to, co uznawane było kiedyś za „prywatne” i nie nadające się do publicznego roztrząsania (58,108). Przy czym, co często podkreśla autor, jednostkowe problemy wystawione na forum publiczne, nie sumują się w żaden wspólny problem, cel, czy zadanie do wykonania, ale utwierdzają jedynie w przekonaniu, że samotna walka z przeciwnościami losu jest codziennością każdego człowieka, a inni, pokazując publicznie swoje problemy, oferują nam jedynie własne sposoby przetrwania.

 Znikają zarazem z dyskusji publicznych wszystkie „nieprywatne” problemy, a za „sprawy publiczne” bierze się coraz powszechniej prywatne problemy osób publicznych. Jeśli ludzie podejmują już publiczne działania, to dzieje się tak zazwyczaj, zdaniem Baumana, nie dlatego, że poszukują odpowiedzi na pytanie czym jest dobro wspólne i jakie zasady powinny rządzić życiem zbiorowości, ale dlatego, że „rozpaczliwie poszukują jakiejś namiastki więzów społecznych” (58). 

Tym razem nie jest to już tylko kolejne przesuwanie notorycznie ruchomych granic między sferą prywatną a publiczną, twierdzi Bauman, ale przedefiniowanie znaczenia samej sfery publicznej (108). Najistotniejszym, niewątpliwie dla autora negatywnym skutkiem tego zjawiska, jest kres polityki rozumianej jako działalność służąca przekładaniu prywatnych problemów na język spraw publicznych (i vice versa).

W takiej sytuacji, pisze Bauman, zmianie ulec powinno zadanie teorii krytycznej. Dotychczas chodziło jej o obronę autonomii jednostek przed uzurpacją przez „sferę publiczną” prawa do coraz szerszych sfer życia człowieka. Dziś, w czasach powszechnej indywidualizacji, potrzeba raczej ponownego „zagospodarowania i zaludnienia zanikającej przestrzeni publicznej” sprawami publicznymi (62) – twierdzi Bauman. Tym bardziej, że zadanie to leży w interesie samych jednostek: „nie ma autonomicznych jednostek bez autonomicznego społeczeństwa, a autonomia społeczeństwa wymaga świadomego i nieustannie podawanego pod rozwagę samostanowienia, które musi być wspólnym dziełem obywateli” (63). Przy takim ujęciu społeczeństwo nie jawi się już dziś jako siła zagrażająca wolności jednostek, ale raczej jako warunek skuteczności zmagań jednostek o przekształcenie ich formalnego, prawnie narzuconego statusu „wolności negatywnej”, w „wolność pozytywną” – prawdziwą autonomię i zdolność samostanowienia (64). Jednostka de iure nie wykształci się więc w jednostkę de facto, twierdzi Bauman, jeśli najpierw nie stanie się obywatelem (63).

Zadanie emancypacji nie jest więc wbrew pozorom ani przestarzałe, ani wykonane (80). Zmienił się natomiast jej sens. Jest nim już nie tyle poszerzanie autonomii jednostki, co przekształcenie jednostkowej autonomii de iure w jednostkową autonomię de facto (79). Aby zadanie emancypacji zostało zakończone teoria krytyczna powinna w czasach płynnej nowoczesności ponownie powiązać to, co uległo rozdarciu na skutek formalnej indywidualizacji, a więc ponownie zaprojektować i zaludnić agorę, która stanowi miejsce spotkań, sporów i uzgodnień między interesem indywidualnym a wspólnym, między dobrem prywatnym a publicznym (64), miejsce, w którym prywatne problemy, sumując i kumulując się, przekładane są na język spraw publicznych (80). Stąd, pisze Bauman, kontrowersyjnie z perspektywy klasycznej teorii krytycznej, „każde prawdziwe wyzwolenie wymaga dziś poszerzenia, a nie ograniczenia <sfery publicznej> i <władzy publicznej>”. Tylko w ten sposób bowiem jednostka de iure stać się może jednostką de facto.  

Konsumpcja jako strategia życia


Wśród podstawowych doświadczeń człowieka płynnej nowoczesności, wymienia Bauman przede wszystkim poczucie nietrwałości (zajmowanej pozycji, przysługujących praw i pozostających do dyspozycji środków utrzymania), niepewności (brak stabilności i możliwość utraty wszystkiego, co się posiada) i braku bezpieczeństwa (osobistego, posiadanego dobytku, wspólnoty) (249). Takie doświadczenie powoduje brak kontroli nad teraźniejszością, a przyszłość określa jako mglistą, niewyraźną, pełną zagrożeń i niebezpieczeństw.

W takim świecie wytyczanie odległych celów, rezygnowanie z osobistych korzyści dla wzmocnienia grupy i poświęcanie teraźniejszości w imię korzyści przyszłych nie wydaje się rozsądną strategią (252). Kusząco i rozsądnie przedstawia się natomiast strategia życiowa oparta na pragmatyce zakupów i natychmiastowej konsumpcji (250). Jak pisze Bauman, „niepewne warunki społeczno-gospodarcze przyzwyczajają ludzi, by traktowali świat jako pojemnik pełen przedmiotów jednorazowego użytku” (251).

Konsumpcyjne podejście do życia wzmacniane i stymulowane jest także, a może przede wszystkim, przez „lekki” kapitalizm, który w przeciwieństwie do swojego „ciężkiego” poprzednika z czasów „stałej” nowoczesności, wymaga od jednostek aby były w pierwszym rzędzie konsumentami, a nie producentami. Sprawnością najbardziej pożądaną w świecie płynnej nowoczesności, pisze Bauman, jest „sprawność pilnego i niestrudzonego zakupowicza” (115), trwanie w „ciągłej gotowości” wypróbowywania nowych produktów i rozwiązań (119).

Te dwie zmienne zdają się skłaniać Baumana do twierdzenia, że cokolwiek robimy i jakkolwiek to coś nazywamy, zawsze zachowujemy się jak ktoś robiący zakupy: „język naszej <polityki życia> jest oparty na pragmatyce <zakupów>”(114). Taką formę przyjmuje, zdaniem autora, poszukiwanie nowych, lepszych przykładów i recept na życie (114), nabywanie i porzucanie własnej tożsamości (129), czy realizowanie stosunków międzyludzkich. „Jeśli osiągnięta przyjemność nie sprosta obietnicom i oczekiwaniom, albo jeśli odświeżające poczucie nowości zniknie wraz z przyjemnością, będziemy mogli wnieść pozew rozwodowy, powołując się na prawa konsumenta oraz ustawę o swobodnym obrocie towarami” – pisze gorzko Bauman (253).

Atrakcyjność wybieranych „towarów” trwa zazwyczaj nie dłużej, jak do momentu ich wypróbowania. Rzadko faktycznie spełniają one swoje obietnice i niemal nigdy nie przynoszą zapowiadanej satysfakcji. Większość z nich zaś wychodzi z użycia znacznie wcześniej niż można by było po nich oczekiwać, zdeprecjonowane przez konkurencyjne, „nowe, jeszcze lepsze oferty” (112). Żadna oferta nie jest jednak na tyle atrakcyjna, aby mogła odebrać atrakcyjność innym ofertom, które kuszą i wabią, ponieważ nie było okazji ich spróbować (112). W ten sposób, pisze Bauman, „lista zakupów” nigdy się nie kończy, niezależnie od swojej długości.

Wolność konsumenta nie uwzględnia przy tym możliwości zrezygnowania z samych zakupów. Przymus dokonywania wyborów konsumenckich nie jest jednak odczuwany jako przymus, ponieważ przeradza się, zdaniem Baumana, w nałóg, który domaga się zaspokojenia (113). W ten sposób uleganie konsumpcyjnemu nałogowi staje się w społeczeństwie konsumentów warunkiem wszelkiej indywidualnej wolności oraz prawa do „posiadania tożsamości” (129). Wolność rozumiana jest w „baumanowskim” modelu płynnej nowoczesności jako swobodny wybór dokonywany przez konsumenta i jako prawo traktowania każdej decyzji życiowej w kategoriach konsumenckiego wyboru. Co więcej, wolność oznacza nie tylko swobodę przebierania w ofertach, ale także możliwość zlekceważenia konsekwencji nietrafnych wyborów (138). Wybór konsumenta jest przy tym wartością samą w sobie: sam akt wybierania, w tym szerokość zakresu wyboru, ma większe znaczenie niż przedmiot wyboru (135). W wyścigu konsumenckim, którego stawką jest bezkonfliktowe, szczęśliwe życie, nie ma więc mety. Samo uczestniczenie w nim staje się nałogiem, a pragnienie, dla którego szuka się zaspokojenia podczas biegu, celem samym w sobie – twierdzi Bauman.

Takie rozumienie wolności nadaje jej stopniowalnego charakteru i uzależnia ją od zasobu środków, dzięki którym wzrasta zakres wyboru, a potencjalny wybór może stać się wyborem realnym, a więc pozwoli jednostce, przynajmniej w jej mniemaniu, przekształcić jej autonomię de iure w autonomię de facto. Najcięższym i najtrudniejszym wyzwaniem dla konsumenta będzie przy tym konieczność dokonania wyboru: konieczność rezygnacji z pewnych opcji bez możliwości ich sprawdzenia. Cierpienie konsumenta, pisze Bauman, wynika z nadmiaru, a nie z braku wyboru. Gdy środków nie brakuje można mieć nadzieję, że nadąży się za ofertą i dotrzyma kroku szybko umykającym celom. Można wtedy łatwo zlekceważyć związane z wyborem ryzyko i niepokój, przyjmując, że bogactwo realnego wyboru rekompensuje z nawiązką niewygody związane z życiem w stanie permanentnego niepokoju i niewiedzy oraz niepewność co do tego, gdzie i czy w ogóle kończy się konsumpcyjna pogoń (136). Taki model wolności jest dla „sprzedawców” „dobrą wiadomością” zwiastującą ruch w interesie, dla kupujących zaś, szczególnie tych z dolnych warstw hierarchii społecznej, a więc o ograniczonych środkach realnego wyboru, gwarancją dalszej udręki – pisze Bauman (97).

Wszelkie interpretacje próbujące wyjaśnić powszechną, kompulsywną potrzebę kupowania powinny, zdaniem Baumana, zwrócić uwagę na to, że „przymus-robienia-zakupów-który-stał-się-nałogiem” jest nie tylko przejawem ponowoczesnej rewolucji w sferze wartości, hedonistyczną pogonią za przyjemnymi wrażeniami, czy wynikiem „spisku” wielkich producentów kreujących pożądania i zachcianki konsumentów, ale przede wszystkim walką z dotkliwą niepewnością, z budzącym niepokój i dezorientację poczuciem zagrożenia (125). Miejsca konsumpcji oferują bowiem to, czego nie zapewnia żadna realna rzeczywistość: „bliską doskonałości równowagę między wolnością a bezpieczeństwem” – pisze Bauman (154). Ukazują one taki sposób życia, który w życiu codziennym jest albo wykluczony, albo nieosiągalny, i którego w swoim miejscu zamieszkania mogą doświadczyć tylko nieliczni (153). Robienie zakupów, poprzez obietnicę wolności i braku odpowiedzialności, pewności i ufności we własne siły, staje się codziennym rytuałem, obrzędem „egzorcyzmowania upiornych widm niepewności i lęku przed jutrem” (126). 

Razem – osobno, czyli współczesne wspólnoty czystego podobieństwa


Ostatnią pozostałością po dawnych utopiach dobrego społeczeństwa jest obecnie idea „wspólnoty” – twierdzi Bauman. Jeśli przyjmiemy, że potrzeba jednolitości, braku różnic, wzrasta proporcjonalnie do pluralizmu i polifoniczności środowiska, w którym żyjemy (155), to nie będzie zaskoczeniem fakt, że dzisiaj szczególną atrakcyjnością cieszy się taka idea wspólnoty, która akcentuje współbycie czystego podobieństwa. „Taka wspólnota nie wymaga targów, zawierania umów, nie zmusza do empatii, szukania porozumienia i kompromisu” – pisze Bauman (156). Ma być ona czymś „danym”, a nie „zadanym”, ma czekać gotowa na przybycie poszukiwacza tożsamości, a nie być czymś, co wspólnymi siłami dopiero stworzyć należy.

Archetypami takich wspólnot są dla Baumana wielkie centra handlowe („świątynie  konsumpcji”), które zadość uczynić pozwalają tęsknocie za wspólnotą zjednoczoną przez wspólne cele i środki, wyznawane wartości i przyjęte zasady postępowania (156). Konsumpcja jednak, w przeciwieństwie do produkcji, która charakteryzowała „stałą” nowoczesność, jest z natury rzeczy czynnością naturalnie i nieodwołalnie indywidualną, łańcuchem wrażeń, których można doświadczyć i zaznać wyłącznie na własny rachunek – zauważa autor (151,255). Nawet w najbardziej zatłoczonych miejscach zbiorowej konsumpcji niczego nie robi się zbiorowo, ludzie znajdują się w tej samej przestrzeni fizycznej, ale nie wchodzą w żadne interakcje społeczne (151). Wszelkie spotkania, ponieważ przeszkadzają w realizacji celu, są zazwyczaj krótkie i powierzchowne.

Podobny charakter, pisze Bauman, mają także wszelkie tzw. „niby-miejsca” (lotniska, pokoje hotelowe, autostrady, środki transportu publicznego), a więc „przestrzenie pozbawione symbolicznych form wyrazu tożsamości, relacji i historii” (159). Na czas pobytu w tych miejscach anuluje się niepowtarzalną podmiotowość rezydentów, ich różnice, zwyczaje i oczekiwania. Zachowania publiczne sprowadza się do kilku prostych, tych samych dla wszystkich zasad. Ich przestrzeganie powinno odbywać się w przekonaniu, że każdy robi to, co do niego należy z własnej woli, ale nikt nie powinien zachowywać się tak jakby był u siebie (159).

Główną cechą wszystkich tych miejsc, zauważa Bauman, jest zbędność interakcji (163). Fizyczna współobecność, której uniknąć się w dzisiejszym świecie nie da, pozbawiona zostaje znaczącego spotkania, dialogu i współdziałania. Miejsca te „pozwalają wycofać się bezpiecznie z wszelkich kontaktów z nieznajomymi i uniknąć obciążonego ryzykiem handlu, wyczerpującej psychicznie komunikacji, stresujących targów i irytujących kompromisów” (163).

Powstające w ten sposób współczesne wspólnoty są zazwyczaj ulotne, przejściowe i „monotematyczne”, podporządkowane jednemu celowi czy też stworzone w kontekście konkretnej sytuacji. Jednostki należące do takich wspólnot nie sumują swoich potrzeb we „wspólny interes”, a sama wspólnota nie nabiera poprzez połączenie jednostek nowej jakości. „Wspólny interes” zastąpiły najróżniejsze widowiska i spektakle, wobec których, niczym w teatrze, ludzie reagują w podobny sposób reakcji tych wcześniej nie uzgadniając, a po przedstawieniu rozchodzą się do domów, nie wymieniając między sobą ani słowa. Żywot takich wspólnot, które Bauman określa jako „szatniowe” lub „karnawałowe”, jest krótki, charakter często wybuchowy, a źródłem ich siły jest raczej poczucie kruchości i niepewność przyszłości niż poczucie trwałości. Są to, jak pisze autor, „wspólnoty zbiorowych trosk, zbiorowych niepokojów lub zbiorowej nienawiści” (59). Nie pomagają one rozwiązywać indywidualnych problemów wspólnymi siłami, ale raczej pozwalają schronić się przed tymi problemami we wspólnie oglądanym spektaklu. Są więc przede wszystkim chwilowym wytchnieniem od udręk codziennych samotnych zmagań, od monotonni codziennej samotności. Takie wspólnoty skutecznie zapobiegają powstawaniu wspólnot w ścisłym tego słowa znaczeniu, które naśladują i które obiecują zbudować od podstaw, powodując jedynie utrwalenie samotności – pisze Bauman (310-312). A ponieważ zajmują one dzisiaj tak wiele przestrzeni, kolonizują coraz większe obszary sfery publicznej i przekształcają je na własny obraz i podobieństwo (159).

Marzenie o „prawdziwej” wspólnocie, czyli wspólnota jako zadanie


Teoretyczną reakcją na kruchość dzisiejszych więzi międzyludzkich oraz pogłębiającą się dysproporcję między indywidualną wolnością a bezpieczeństwem jest komunitarianizm (263). Bauman przestrzega jednak przed wizją komunitariańskiej wspólnoty. Jego zdaniem może ona jedynie pogłębić istniejący kryzys relacji międzyludzkich, ponieważ zamiast wykorzystywać „polifoniczną przestrzeń”, która jest dla Baumana socjologicznym faktem, dla budowania dialogu między różnicami, także akcentuje współbycie czystego podobieństwa.

Komunitariańska wspólnota wyobrażona jest na wzór wspólnoty etnicznej – pisze z zaniepokojeniem Bauman. Etniczność, jako racjonalny fundament jedności i samostanowienia, przedstawiając to, co kulturowe, jako „zjawisko przyrody”, przyjmuje istnienie apriorycznej, „naturalnej” więzi poprzedzającej wszelkie pertraktacje i uzgodnienia. Przynależność jawi się w niej bardziej jako los (dziedziczność biologiczna lub kulturowa) niż jako indywidualny wybór (272), a wierność własnej wspólnocie, jako wierność swojej naturze. Jedyny wybór jaki pozostaje, nie jest wyborem między różnymi formami przynależności, ale wyborem między przynależnością a wykorzenieniem, zadomowieniem a bezdomnością (268).

Takie rozumienie wspólnoty prowadzi ostatecznie, zdaniem Baumana, do nacjonalizmu ze wszystkimi jego przykrymi konsekwencjami. Autor wydaje się być szczególnie wyczulony na segregacyjną tendencję wszelkich nacjonalizmów, która pozwala wspólnocie jednoznacznie zakreślić łatwo zauważalne granice, a zarazem łatwo zdefiniować obcych, czyli wszystkich tych, którzy do owej wspólnoty nie należą. Kryterium przynależności jest przy tym zazwyczaj pochodną konfliktu niż jego zarzewiem, ma charakter aprioryczny bardziej niż wynika z rzetelnej obserwacji, i co najważniejsze, dzieli niezależnie od wszelkich podobieństw, sprawiając że wszystkie wspólne cechy wydają się błahe i nieistotne (274). Nacjonalizm nie dopuszcza myśli, że ludzie mogliby działać wspólnie, nie wyrzekając się tego, co ich różni, ale przeciwnie, pielęgnując i podtrzymując występujące między nimi różnice.

Dla Baumana tendencje separatystyczne i segregacyjne są symptomem patologii sfery publicznej i samej polityki (169). Jego zdaniem ludzkie współbycie wcale nie wymaga kultywowania podobieństwa jako pożądanej i poszukiwanej wartości, ale właśnie „zyskuje na różnorodności stylów życia, ideałów i umiejętności, które dodają wagi i znaczenia temu, co rozstrzyga o tożsamości, a więc o tym, że człowiek różni się od innych” (275). Wspólnocie opartej na podobieństwie przeciwstawia Bauman swoją wizję wspólnoty opartej na różnorodności stylów życia, ideałów, umiejętności. Taka wspólnota osiąga jedność codziennie od nowa, poprzez spór, debatę, negocjacje i kompromisy między wartościami, preferencjami i wybranymi sposobami życia. Zaludnia ona zarazem sferę publiczną publicznymi sprawami, które przyjmując miano „dobra wspólnego”, stanowią tłumaczenie problemów jednostek na język wspólnoty. Bauman odrzuca więc ideę wspólnoty opartą na wspólnej tożsamości i przeciwstawia jej wspólnotę opartą na idei „interesu wspólnego”, który byłby efektem negocjacji wolnych jednostek, które same wybierają własną tożsamość. Jedność ma być tutaj zadana a nie dana z góry, ma być skutkiem, a nie apriorycznym warunkiem współżycia, ma być wypracowywanym wciąż na nowo wspólnym działaniem podmiotów zaangażowanych w aktywne tworzenie swojej tożsamości (276). Taka idea jedności, choć niełatwa w realizacji, wymagająca nauki i ćwiczeń współżycia z różnicami,  jest, zdaniem Baumana, jedyną „wiarygodną, realistyczną i możliwą do zrealizowania w warunkach płynnej nowoczesności” podstawą wspólnoty (276).

Propozycja Baumana przełamuje dwie tradycyjne, przeciwstawne wizje rzeczywistości społecznej: liberalistyczną wizję szczęśliwego społeczeństwa złożonego z wolnych samowystarczalnych jednostek oraz komunitarianistyczną wizję wspólnoty jako przytulnej wysepki, na której bezpieczeństwo uzyskuje się kosztem indywidualnej wolności. Opozycja wolność/bezpieczeństwo, którą niosą za sobą te stanowiska, nie tylko nie pozwala, ale wręcz utrudnia, zdaniem autora, rozwiązanie problemu wspólnoty i tożsamości we współczesnej rzeczywistości społecznej. Musimy zdać sobie sprawę z tego, pisze autor, że wolność wcale nie musi stać w sprzeczności z bezpieczeństwem, wręcz przeciwnie, „wolność i bezpieczeństwo mogą rozwijać się wspólnie”, co więcej, „jedno nie może rozwijać się bez drugiego” (282).

Rola socjologii w czasach płynnej nowoczesności


Socjologia, jeśli chce być narzędziem opisującym i pozwalającym zrozumieć ludzką kondycję, powinna być trzecim nurtem biegnącym równolegle do poezji i historii – twierdzi Bauman (315). Zarówno bowiem poezja, jak i historia, autor przytacza tutaj słowa Milana Kundery ze Sztuki powieści, polega na „niszczeniu ściany, za którą, w cieniu, kryje się coś, co tam zawsze było” – nieznane dotąd ludzkie możliwości (313). Aby to uczynić muszą one „wypowiedzieć służbę prawdom, jakie zastały, prawdom znoszonym od nagminnego użytku i <oczywistym> dlatego, że je na powierzchnię wydobyto i tam porzucono” (313). Powołanie socjologii powinno polegać zatem na przebijaniu muru oczywistości, obowiązującej ideologicznej mody, której powszechność ma dowodzić słuszności (314). Podobnie też jak wielka sztuka, powinna mieć wiele ojczyzn, w których czułaby się u siebie, będąc jednocześnie „wewnątrz” i „na zewnątrz”, łącząc bliskość z krytycznym spojrzeniem outsidera, zaangażowanie z bezstronnością (320). Taka umiejętność, charakteryzująca wygnańca – kogoś, kto jest w danym miejscu, ale do niego nie należy, może umożliwić faktyczne tworzenie, które jest zawsze łamaniem przyjętych reguł (321).

Tak rozumiana socjologia, pisze Bauman, jest dzisiaj potrzebna jak nigdy dotąd. W świecie płynnej nowoczesności, w której „kruche i słabe jednostki” natrafiają na „porowatą rzeczywistość” śpiesząc się gdzieś w stanie ciągłej dezorientacji, socjologia powinna poprzez budowanie dystansu i nieśpieszną refleksję „oddzielić i wyzwolić los od przeznaczenia” (325). Zrozumieć bowiem swój los, to „uświadomić sobie, że jest on czymś różnym od przeznaczenia”, a także „poznać skomplikowaną sieć przyczyn, które nadały kształt temu losowi i uczyniły go różnym od przeznaczenia” (327). Dzięki temu zrozumieniu, do którego doprowadzić ma socjologiczne wyjaśnienie, przywrócić będzie można świadomość zagubionego związku między obiektywną dolegliwością a subiektywnym jej doświadczeniem. To zaś, jak sądzi Bauman, pomóc może samotnym jednostkom w czasach „płynności” świadomie dokonywać autokreacji i samostanowienia. Zarazem zaś, wraz z poszerzaniem przez jednostki swej autonomii de facto, poszerzona zostanie autonomia społeczeństwa. Nie ma bowiem, powtórzmy słowa Baumana, autonomicznego społeczeństwa bez autonomicznych jednostek (i vice versa). Społeczeństwo jest zaś prawdziwie autonomiczne, twierdzi Bauman, gdy wie, że nie istnieją niepodważalne, zagwarantowane „znaczenia”, uświęcone normy i niezawodne zasady skutecznego działania, gdy zdaje sobie sprawę, że „żyje na powierzchni chaosu i samo jest chaosem poszukującym formy, która nigdy nie będzie ostateczna” (328).




Słowa kluczowe: Zygmunt Bauman, płynna nowoczesność, socjologia, indywidualizacja, konsumpcjonizm, wolność, sfera publiczna i sfera prywatna, wspólnota, tożsamość.





The reconstruction and analysis of the contemporary social reality model, presented in Liquid Modernity.


The aim of this essay is to reconstruct and analyze the model of  contemporary social reality, presented in the book of Zygmunt Bauman entitled Liquid Modernity. In his work one can find many subjects which Bauman worked with in other books. Liquid Modernity is pithy, clear and straight form of presenting such issues as: the aim to find essence of  modernity and postmodernity; the relation between personal experience and global economy, politics or social issues in macroscale; the connection of macroeconomy, nation-state and labour; the issue of interpersonal relations, freedom and responsibility in consumer society as well as the problem of  community and identity and finally the part of socjolgy in such world.



Key words: Zygmunt Bauman, liquid modernity, sociology, individualization, consumerism, freedom, public and private spheres, community, identity.


Łukasz Musielak

tekst opublikowany w:
Szkice humanistyczne, 2/2008, s. 79.





[1] Z. Bauman, R. Kubicki, A. Zeidler-Janiszewska, Humanista w ponowoczesnym świecie, Zysk i S-ka, Poznań 1997, s. 23.

[2] Z. Bauman, Prawodawcy i tłumacze, przeł. A. Ceynowa i J. Giebułtowski, IFiS PAN, Warszawa 1998, s. 258.

[3] Z. Bauman, R. Kubicki, A. Zeidler-Janiszewska, Humanista w ponowoczesnym świecie, cyt. wyd., s. 23.

[4] Z. Bauman, Płynna nowoczesność, przeł. T. Kunz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006.

[5] Zob. Z. Bauman, K. Tester, O pożytkach z wątpliwości. Rozmowy z Zygmuntem Baumanem, przeł. E, Krasińska, Sic!, Warszawa 2003, s. 124-126.

[6] Odtąd dla uproszcza umieszczał będę w nawiasach numery stron, na których znajdują się cytowane i komentowane fragmenty z polskiego wdania książki Z. Baumana Płynna nowoczesność.  

[7] Z. Bauman, K. Tester, O pożytkach z wątpliwości…, cyt. wyd., s. 126.


[8] Z. Bauman, K. Tester, O pożytkach z wątpliwości…, cyt. wyd., s. 48.