Wszyscy ludzie będą siostrami to wystawa socjalistyczna. Celowo napisałem „socjalistyczna”, ponieważ nie mamy teraz lepszego słowa. Mógłbym napisać, że to wystawa o sprawiedliwości, ale słowo „sprawiedliwość” zostało przez polityków zawłaszczone i zafałszowane. Nie od wczoraj zresztą nasza cywilizacja zaczyna zwijać żagle. Zadanie emancypacji nie zostało zakończone, oświecenie okazało się niedokończonym projektem, a my niepotrzebnie wylaliśmy dziecko z kąpielą. Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy zmuszeni powrócić znowu do młodego Marksa, odczarować słowo „socjalizm” i włączyć je do codziennego języka. Ale jak rozumieć socjalizm, żeby znowu nie zabił go ktoś z bliskiej rodziny? Przywołam słowa znienawidzonego przez polską prawicę Zygmunta Baumana: „Socjalizm oznacza dla mnie wzmożoną wrażliwość na nierówność i niesprawiedliwość, ucisk i dyskryminację, poniżanie i pozbawianie człowieka godności” (Z. Bauman, Żyjąc w czasie pożyczonym. Rozmowy z Citlali Rovirosa-Madrazo, 2010, s. 31). Tak, to oznacza, że w gruncie rzeczy (prawie) wszyscy jesteśmy socjalistami.
Zaczęło się dawno temu od stwierdzenia Jezusa, że
wszyscy jesteśmy braćmi (Mt 23,1–12). Aby zachować ziemskie hierarchie i
niesprawiedliwości przez 2 tysiące lat interpretowaliśmy to stwierdzenie jako
równość w oczach Boga, a nie między sobą. Oświecenie chciało zmienić ten stan
rzeczy. Pierwszy artykuł „Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela” głosił, że
ludzie rodzą się i pozostają wolni i równi wobec prawa. Na barykadach Wielkiej
Rewolucji Francuskiej krzyczano: „Wolność, Równość, Braterstwo”. Niestety,
krzyczano dużymi literami, a w domyśle miano „śmierć” (pełne hasło brzmiało: Liberté, Égalité, Fraternité, ou la Mort ). Wkrótce do
sztandarowych haseł dołączyły Naród, Rasa, Partia, Proletariat, Państwo, Rynek,
a człowiek pod ich ciężarem upadł nisko, zanim w ogóle zdążył się podnieść.
Jednym z głównych powodów spektakularnych porażek
na gruncie naszych emancypacyjnych wysiłków jest notoryczne ograniczanie
zakresu słowa „Brat”, a w zasadzie zakresu stosowalności samego słowa
„Człowiek”. Jak wiemy, w Europie na trwałe „przywłaszczył” je sobie biały
heteroseksualny mężczyzna. Być może etnocentryzm i ksenofobia, jak twierdzą
antropolodzy kultury, jest czymś powszechnym i w pewnym sensie „naturalnym”,
ale to właśnie łatwość, z jaką z różnych powodów potrafimy wyłączyć pewne grupy
jednostek ze zbioru ludzi objętych odpowiedzialnością moralną, jest szeroko
otwartą furtką dla wszelkich społecznych niesprawiedliwości i niegodziwości.
Zmiana tego myślenia w stronę idei wspólnoty ogólnoludzkiej, a dalej w stronę
posthumanizmu wymaga zmiany języka. Społeczną forpocztą tej zmiany w drugiej
połowie XX wieku był feminizm, który pokazując na setkach konkretnych
przykładów, jak jedna połowa ludzkości trwale i głęboko zdominowała drugą
połowę ludzkości, zmierzał poprzez dekonstrukcję pojęcia „braterstwa” właśnie
do reinterpretacji pojęcia „Człowiek”.
Z punktu widzenia dzisiejszego postfeminizmu
ekspozycję w ms2 można odczytać jako wystawę edukacyjną dotyczącą dziejów
zachodniej emancypacji i w jakiś sposób podsumowującą drugą i trzecią falę
feminizmu. Może się bowiem wydawać, że ten rozdział, jeśli nawet nie w Polsce,
to w postępowych krajach zachodnich mamy już za sobą. Oczywiście, są w Europie
sprawy jeszcze niezałatwione, ale, jak możemy kontynuować tę myśl, należą one już raczej do zadań administracji i
sfery legislacyjnej niż do oddolnej walki ideologicznej. Otóż łódzka wystawa
zmierza w zupełnie przeciwnym kierunku. Pokazuje feminizm jako aktualny ruch
emancypacyjny o zasięgu ogólnoludzkim i dowodzi, że nie może być on uznany za
zakończony, dopóki na świecie panują upokarzające nierówności między ludźmi.
Słowo „siostra” nie oznacza bowiem „białoskórej heteroseksualnej kobiety z
klasy średniej”, ale daleko wykracza nawet poza genderowe znaczenie słowa
„kobieta”.
Tę perspektywę dobrze wyraża sam tytuł wystawy,
który pochodzi od plakatu zaprojektowanego w 2007 roku przez Allana Sekulę
kontestującego szczyt G8 w Niemczech. Na plakacie wśród kolażowego napisu Alle Menschen werden Schwestern widzimy
latynoskiego spawacza, który z „kobiecą wrażliwością” patrzy nam prosto w oczy.
Nie chodzi oczywiście o zamianę ról, ale o takie zdekonstruowanie pojęcia
„braterstwa”, aby możliwe było wyciągnięcie emancypacyjnych konsekwencji ze
stojącego za jego ideą tautologicznego stwierdzenia mówiącego o tym, że wszyscy
jesteśmy po prostu ludźmi i w związku z tym powinniśmy nawzajem wziąć za siebie
odpowiedzialność.
Z pewnością pewne strategie feminizmu są już
nieaktualne, jak na przykład kierowanie przez kobiety swoich emancypacyjnych
roszczeń bezpośrednio do mężczyzn (w tym duchu jest zrobione obecne na wystawie
wideo Agnes Varda Odpowiedź kobiet: nasze
ciała – nasza płeć z 1975 roku). Dzisiaj nierzadko same kobiety posługują
się męskim szowinistycznym językiem, a mężczyźni z tym szowinizmem walczą. W
sferach ekonomicznych natomiast nierówności i upokorzenie często przebiegają w
poprzek tego podziału. Praca Oli Kozioł i Suavas Lewy Niech służy nam (2015), dotycząca seksizmu w kulturze wizualnej, jest
nieprzypadkowo utworem na dwa głosy – męski i żeński. Feministki zrozumiały, że
wrogiem nie jest konkretny mężczyzna, ponieważ podlega on podobnym
niesprawiedliwościom i manipulacjom. Jak przypominają Pauline Boundry i Renate
Lorenz w filmie Wabiąc rewolucję,
biały heteroseksualny mężczyzna, z którym domagamy się rozwodu, to tak naprawdę
Rynek. Dlatego też zdjęcie Johna Heartfielda z 1932 roku jest dzisiaj nie mniej
aktualne niż jego feministyczna parafraza dokonana przez Jo Spence w latach 70.
Heartfield przedstawił na zdjęciu mężczyznę z kartką z napisem „Wezmę każdą
pracę” na tle kobiety w sukni ślubnej. Spence przedstawiła kobietę-fotografkę
ślubną z podobnym napisem na tle salonu z sukniami ślubnymi. Po fali feminizmu,
która wzbogaciła pracę Heartfielda o perspektywę kobiety, wracamy do punktu
wyjścia, bo tak na prawdę wszyscy jesteśmy w tej samej sytuacji.
Clou wystawy Wszyscy ludzie będą siostrami jest zdefiniowanie feminizmu jako
formy socjalizmu. Kuratorka Joanna Sokołowska umiejętnie pokazuje nierozerwalny
związek emancypacji w sferze symbolicznej z emancypacją ekonomiczną i twierdzi,
jeśli dobrze odczytuję jej intencje, że podstawą nierówności, które obecnie w
dużej mierze przebiegają już w poprzek podziałów genderowych, są konsekwencje
kapitalistycznych stosunków pracy. Samo równouprawnienie płci w sferze de iure, a takich rozwiązań prawnych
mamy już przecież całkiem sporo, nie rozwiązuje problemu. Nieprzypadkowo część
pokazanych przez kuratorkę prac pomija kwestie nierówności płci i uderza bezpośrednio
w problem nierówności ekonomicznej. Przykładem niech będzie Super propozycja (2008) Grupy R.E.P.,
która zrobiła reklamy nielegalnej siły roboczej z Ukrainy, czy praca Świat rzeczy (2014) Mony Vătămanu i
Florina Tudora, którzy ręcznie wyszyli mapę amerykańskiej Agencji
Bezpieczeństwa Narodowego definiującą państwa jako tereny zasobów naturalnych.
Wystawa w ms2 w Łodzi pokazuje, że dzisiaj walka o prawa kobiet jest zarazem
walką o prawa wszystkich ludzi, a nasza emancypacja nie stanie się faktem, dopóki
żyjemy w systemie opartym na wyzysku. Przeniesienie ciężaru dyskusji nad
emancypacją z kwestii światopoglądowych na problemy ekonomiczne ma też ogromną
zaletę: może połączyć zdecydowaną większość ludzi na Ziemi.