Być politycznym jest trendi, ale… „Tłum” Agaty Bogackiej w BWA Zielona Góra (27.01.2017)


Mamy znów czasy polityczne. Okazało się, że demokracja i gospodarka liberalna nie są najlepszymi z możliwych światów, a prawdopodobnie nie będą także ostatnimi. Historia toczy się dalej, a my znów musimy stać się jej akuszerkami. Wychodzimy więc z domów, wchodzimy w tłum i krzyczymy. Krzyczą też artyści. Swoje notatki z tłumu pokazała ostatnio Agata Bogacka. Jest to cykl nowych obrazów zrealizowanych specjalnie dla galerii BWA w Zielonej Górze, które z jednej strony w ciekawy sposób kontynuują jej formalne zainteresowania pograniczem abstrakcji i figuracji, a z drugiej strony próbują wyprowadzić jej sztukę z egocentrycznego zamknięcia w świat polityczności. Z tej drugiej strony wejście w tłum nie do końca się Bogackiej udało.  
Agata Bogacka wypłynęła na fali rastrowego pob-banalizmu. Marcin Maciejowski był ironiczny i narodowy, Wilhelm Sasnal rock’n’rollowy i salonowy, a Rafał Bujnowski konceptualny. Na ich tle Bogacka wydawała się prowadzić refleksję mniej zdystansowaną, bardziej dosłowną i stąd być może bliższą egzystencjalnemu doświadczeniu swojego pokolenia. Jej siłą był wówczas podszyty melancholią egocentryzm skupiony na płci i związanych z nią relacjach, który potrafiła umiejętnie wykorzystać do wyrażenia stanu ducha swojego pokolenia wchodzącego w dorosłe życie po 2000 roku. Pokolenia liberalnego, żyjącego w wielkomiejskim świecie, chętnie konsumującego nowości proponowane przez rynek, a zarazem zaczynającego przeżywać postmodernistyczny spleen, doświadczać ponowoczesnych sprzeczności i dysonansów. Towarzyskość ale samotność, nagość ale niedostępność, intymność ale powierzchowność, bliskość ale brak zaufania, zadowolenie ale znużenie, oczekiwanie ale zwątpienie… O wczesnym sukcesie Bogackiej zadecydowała zdolność do oddania tych napięć, a przede wszystkim charakterystycznego dla tego pokolenia napięcia między otwartością i gotowością do ekshibicjonizmu, a poczuciem graniczącej z solipsyzmem monadyczności. Nie bez znaczenia był oczywiście także specyficzny styl Bogackiej, który pozwalał ten klimat wyrazić – początkowo dosyć toporny, bliski językowi popularnych mediów i łatwy do skonsumowania, ale zarazem bezpośredni i odświeżający.
Od tego czasu zainteresowanie jej malarstwem zaczęło stopniowo opadać, ale też wiele się w nim wydarzyło. Żyjemy w czasach trudnych dla ludzi dojrzałych. Rynek potrzebuje młodości i świeżości, szybko przeżuwa i wypluwa. Nie ma w nim czasu na dłuższą refleksję czy wątpliwości. A malarstwo Bogackiej, po młodzieńczej energii i śmiałości, zaczęło być coraz bardziej nieokreślone i poszukujące. Jeśli, jak pisał kiedyś na swoim blogu Jakub Banasiak, od początku brakowało w nim „dokręcenia śruby do końca” (http://krytykant.blogspot.com/2006/11/sercem-i-gow.html), to później jest o to dokręcenie coraz trudniej. Bogacka mogła pójść konsekwentnie drogą wiwisekcji stanu ducha swojego pokolenia, ale przeważyło u niej zainteresowanie własnym światem wewnętrznym. Choć w warstwie narracyjnej jej malarstwo stało się mniej autobiograficzne, to dla odbiorcy okazało się w praktyce być bardziej hermetyczne, a przez to być może mniej ciekawe. Co przy tym interesujące, pomimo pewnego wycofania się ze świata zmiany, jakie zachodziły w jej twórczości, korespondowały wyraźnie, choć na swój unikalny sposób, ze zmianami jakie dotyczyły w podobnym czasie także innych artystów.  
Po pop-banalistycznym realizmie (Ja krwawię!, CSW Zamek, 2003) malarstwo Bogackiej przechodziło tendencje surrealistyczne, zwrot ku wyobraźni, zainteresowanie snem i nieświadomością (Serce, Raster, 2006). Po poetyce surrealistycznej pojawiło się wyraźne dążenie do abstrakcji, czyszczenie obrazu, zainteresowanie kompozycją i samą materią malarską (Plan podróży, Arsenał 2009). Przyszedł też czas na szukanie korzeni, przepisywanie historii, grzebanie w pamięci i w archiwum (wystawa Pamiętniki, Zachęta 2011), a w między czasie także na eksperymenty z percepcją i samym malarstwem jako medium (Obraz psuje się od głowy, BWA Jelenia Góra 2015). Etapy w twórczości Bogackiej opisuje dokładniej m.in. Agata Jakubowska w katalogu do wystawy wydanym w 2012 roku przez Państwową Galerię Sztuki w Sopocie.
To są motywy i tendencje dość powszechnie podejmowane przez artystów w ostatnich kilkunastu latach i w powtarzalności tych zainteresowań można widzieć pewien koniunkturalizm. Jednakże o wiele ciekawsze, przynajmniej z hermeneutycznego punktu widzenia, wydaje się szukanie wyjaśnień dla tych związków w pokoleniowej intuicji i wspólnym kulturowym kontekście. Myślę przede wszystkim o rozczarowaniu powierzchownością kultury masowej i płytkością sfetyszyzowanych relacji międzyludzkich oraz o poczuciu płynności rzeczywistości, związanej z nią niepewności i braku zaufania wobec tego, co przyniesie przyszłość. W takich sytuacjach najbardziej godny zaufania okazuje się zwykle wewnętrzny świat wyobrażeń, a następnie stare sprawdzone wartości zdeponowane w historii, tradycji i w rodzinnym archiwum, które zaczynamy wyciągać z szafy i odświeżać. Ostatnio takim wspólnym kontekstem, łatwiej może od pozostałych uchwytnym, jest niepewność polityczna, która każe nam myśleć także politycznie i poszukiwać oparcia we wspólnocie na poziomie świadomości obywatelskiej i dyskusji o dobru wspólnym.
Wystawa Tłum Agaty Bogackiej w BWA Zielona Góra wspierać się chce właśnie na tym ostatnim kontekście. Artystka wychodzi ze swojego prywatnego lebenswelt na ulicę i wchodzi w tłum. Gustaw Le Bon na przełomie XIX i XX wieku widział w tłumie głównie obcą niebezpieczną irracjonalna siłę, prostą, tępą i jednolitą, którą rządzą skrajne i przesadne emocje. Dzisiaj, sami będąc wielokrotnie częścią tłumu, patrzymy na niego bardziej familiarnie, oswoiliśmy go i dowartościowaliśmy. Jak pisze Marta Czyż –autorka tekstu do wystawy – „tłum stał się elementem demokracji (…). Dzisiaj decyzja o tym, aby wejść w tłum jest równoznaczna z chęcią osiągnięcia jakiegoś wspólnego celu. Jest potwierdzeniem swojej obecności w społeczeństwie”.
Tłum pokazany przez Bogacką nie wydaje się być jednak politycznie świadomym tłumem. To raczej anonimowa masa ludzka zgromadzona z nieznanych powodów i w nieznanym celu, wypełniona ludźmi pozbawionymi indywidualnych cech, odwróconymi tyłem albo ukazującymi się en face jako zuniwersalizowane geometryczne kształty. Jest ścisk, ale nie czuć klaustrofobii. W ogóle nie czuć emocji, panuje raczej, jak to u Bogackiej, chłodny dystans. Co najwyżej lekka irytacja, że inni zasłaniają mi widok. To może być protest w sprawie obrony Trybunału Konstytucyjnego albo potańcówka w klimatach lat 70. Bogacka pokazuje tłum, dla którego nie ma to większej różnicy, tłum zatomizowany, bierny i pozbawiony mocy sprawczej. Czy tak wygląda dzisiaj nasze polityczne zaangażowanie? Byłoby to spostrzeżenie bardzo rozczarowujące i pesymistyczne, ale nie sądzę, żeby było zgodne z intencjami artystki. Zbyt bardzo pasuje do klimatu jej wcześniejszych prac.
Wchodząc w tłum Bogacka pozostała w swojej pracowni. Bardziej niż cel zgromadzenia, zimne stopy i smog interesuje ją proces malowania obrazu, tworzenie i rozwiązywanie malarskich rebusów, subtelne rozstrzygnięcia w ramach kompozycji. Bogacka idzie za swoją intuicją malarską a nie za tłumem. Stosuje też te same charakterystyczne dla siebie malarskie zabiegi, które mimowolnie, jakby niezależnie od tematu, wprowadzają ten sam melancholijny klimat chłodu, zdystansowania, bierności i osamotnienia. W istocie temat lidzkich zgromadzeń jest tutaj jedynie pretekstem, elementem większej prywatnej malarskiej zabawy, a faktycznym tematem tych obrazów pozostaje sama artystka. Nie jestem tym zaskoczony ani rozczarowany. W Zielonej Górze, być może nieco paradoksalnie, jest to po prostu jeszcze bardziej czytelne. Problem mam raczej z tekstem Marty Czyż, który jednoznacznie odczytuje obrazy Bogackiej w kontekście społeczno-politycznym. Tekst kuratorski nie powinien sztuki usensowniać ale jedynie ją delikatnie wyjaśniać, jeśli w ogóle tego potrzebuje. Być politycznym jest dzisiaj trendi, ale tym obrazom ta dosłowność nie robi dobrze. Odbiera im lekkości, spłaszcza je i banalizuje. A same nowe obrazy Agaty Bogackiej są ok. To już z resztą jest kwestia indywidualnego gustu.